Motto życiowe

"Ośmieszaj swoje problemy, spraw, by stały się błahymi sprawami. Nie zatrzymuj się w dążeniu do prawdy. Jeśli pozostaniesz w połowie drogi, nie będziesz o połowę mądrzejszy, tylko wciąż o połowę niedouczony."

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Kolarz i student umoczeni w błocie

Jako że naszły na mnie nowe obowiązki związane z AZS-em i Akademickim Przeglądem Sportowym, na Tottenham mam dużo mniej czasu. Jednak święto po spotkaniach z Arsenalem i Chelsea było przednie. Ostatnio jednak głównym mym zajęciem był APS i kolarstwo górskie, więc składam tu stworzoną wspólnie z Maciejem Gawronem relację z Akademickich Mistrzostw Śląska w kolarstwie górskim.

Mimo świetnej postawy reprezentujących AZS AWF Katowice MTB Team Michała Kucewicza i Eugenii Bujak podczas finałowej eliminacji Akademickich Mistrzostw Śląska w kolarstwie górskim, Politechnika Śląska odniosła triumf w klasyfikacji drużynowej. Fatalna forma pozostałych zawodników Akademii Wychowania Fizycznego sprawiła, że w katowickim Parku Kościuszki triumfowała gliwicka uczelnia.

Po 4-miesięcznych przygotowaniach do wyścigu, 22 kwietnia o godzinie 10:00, pierwsi zawodnicy mogli wyjechać na trasę około 4,5 kilometrowej pętli. Pierwsze na linii startu ustawiły się kobiety, by po godzinie zmagań ustąpić miejsca panom. 10 zawodniczek oraz 24 zawodników miało zadecydować, która ze śląskich uczelni zdobędzie zaszczytne regionalne mistrzostwo w kolarstwie górskim. Po dotychczasowych 3 eliminacjach panie z Akademii Wychowania Fizycznego oraz Politechniki Śląskiej uzbierały po 5 punktów. Wśród panów AWF wyprzedzał Politechnikę tylko o jedno "oczko".

Od początku ostre tempo narzuciła Eugenia Bujak, debiutująca w barwach AWF Katowice, na co dzień reprezentująca barwy GK Zagłębie. Z metra na metr powiększała swoją przewagę nad rywalkami, aby w końcu ukończyć rywalizację na pewnym pierwszym miejscu. "Trasa była bardzo trudna technicznie. Muszę przyznać, że musiałam schodzić i podchodzić pod trudniejsze wzniesienia, bo bałam się upadku" - powiedziała na mecie. "To był spontaniczny start. Głównym moim celem w tym sezonie są Mistrzostwa Polski w Kolarstwie Szosowym, chciałabym też powalczyć na Mistrzostwach Europy. Być może uda mi się także pojechać na Mistrzostwa Świata do Australii". Kolejne miejsca zajęły Dominika Rutkowska z Politechniki oraz Aleksandra Janota z Akademii Ekonomicznej.

kolarstwo222

Emocje, które opadły po finiszu pań, podwoiły się, gdy na starcie stanęli zdeterminowani do zwycięstwa kolarze. Po wystrzale pistoletu startowego peleton ruszył w stronę stromego podjazdu znajdującego się przy samym starcie morderczej pętli. Po zaciętej rywalizacji na pierwszych kilometrach, na prowadzenie wyszedł lider AZS AWF Katowice Michał Kucewicz, mimo groźnie wyglądającego upadku na samym początku wyścigu. Po 2 okrążeniach żadnemu z rywali nie było dane oglądać choćby pleców 22-letniego zawodnika. Kucewicz dojechał do mety z olbrzymią przewagą nad reprezentującymi Politechnikę Tomaszem Dygaczem i Piotrem Buczkiem. Świetna postawa Kucewicza i Bujak nie przyniosły jednak sukcesu ich uczelni, która w obu drużynowych klasyfikacjach generalnych zajęła drugie miejsce, dając się wyprzedzić Politechnice Śląskiej. Trzecie miejsce za równo w klasyfikacji kobiet, jak i mężczyzn zajęła Akademia Ekonomiczna. Porażkę AWF-u z Politechniką tłumaczył szef sekcji Grzegorz Mikrut: "Nasz dzisiejszy wynik jest spowodowany brakiem czołowych zawodników naszej ekipy: Marka Rutkiewicza i Ani Szafraniec. Ania wraz z reprezentacją Polski przygotowuje się do Pucharu Świata, natomiast Marek startuje w Giro del Trentino. Mamy nadzieje, że dzisiejsze drugie miejsce zmotywuje naszych zawodników do cięższej pracy, aby w kolejnej edycji AMŚ stanąć na najwyższym stopniu podium."

Wszyscy zawodnicy byli zgodni, że przygotowana trasa w Parku Kościuszki była najcięższą z dotychczasowych. "Poprzednie edycje były strasznie płaskie, ostatnia w Gliwicach troszeczkę trudniejsza, lecz dość szybka. Dzisiejsza trasa była zdecydowanie najlepsza"- powiedział Michał Kucewicz, zwycięzca w kategorii mężczyzn. Interwałowa pętla zawierała wiele krótkich, choć stromych zjazdów i podjazdów, mnóstwo drzew, krzewów i błota, a także niespodzianek, takich jak wystające korzenie i kałuże- dużo głębsze niż mogłoby się wydawać. "Obecna trasa to i tak łagodniejsza wersja tego, z czym pierwotnie mieli się zmierzyć zawodnicy. Niestety konserwator zabytków nie pozwolił nam na wykorzystanie ekstremalnych elementów parku. Również ilość okrążeń została ograniczona: 3 dla pań, 5 dla panów." -skomentował trasę jeden z organizatorów wyścigu Maciej Gawron. We wrześniu Park Kościuszki ponownie zawita kolarzy górskich, tym razem podczas wyścigu z cyklu AZS MTB Cup. Przewidywana ilość uczestników może być nawet 10-krotnie większa niż podczas kwietniowych zawodów.

Tekst : Maciej Gawron, Paweł Cieśliński
Zdjęcia : Paweł Cieśliński

niedziela, 11 kwietnia 2010

Czarna Niedziela

Tottenham w podłym stylu przegrał w 1/2 Pucharu Anglii. Czarny weekend dla Polaków, czarny weekend dla kibiców Tottenhamu. Szkoda słów. Wracajmy do żałoby ...

Czarna Sobota

Nie dożyjemy raczej końca świata. Za to dożyliśmy największej katastrofy z udziałem Polski, która rozgrywała się na naszych oczach. Szok, szok i jeszcze raz szok.

piątek, 9 kwietnia 2010

Wszystko zależy od "Kogutów"

Dawno tak wiele nie zależało od postawy naszych piłkarzy. I nie mam na myśli tylko naszej walki o 4 miejsce w lidze, jednak również bój o mistrzostwo Anglii. W trzech następnych spotkaniach Tottenham zagra z Arsenalem, Chelsea i Manchesterem United - kolejno 3, 1 i 2 miejsce w tabeli. Czeka nas również mecz z Manchesterem City - 4 miejsce. Oprócz tego pozostały nam 2 spotkania : z Boltonem i Burnley. Trudno cieszyć się z takiego terminarza, jednak nie ma co ukrywać - nasi rywale również boją się spotkań z nami. Bo to one mogą zadecydować o rozstrzygnięciu walki o mistrzostwo Premier League.
defoejol
Nasza walka o 4 miejsce wchodzi w decydującą fazę. Jednak, żeby bezgranicznie wierzyć w naszą glorię trzeba być skrajnym optymistą. W ostatnim wywiadzie Jermain Defoe skrytykował byłego menedżera "Kogutów" Martina Jola twierdząc, że nie pomagał zawodnikom w ciężkich momentach, a Harry Redknapp jest lepszym menedżerem ze znacznie silniejszą drużyną. Owszem, nasz obecny skład jest mocny i z całą pewnością mocniejszy od tego z 2005 roku, który pechowo stracił w ostatniej kolejce miejsce gwarantujące udział w eliminacjach Ligi Mistrzów, jednak również składy pozostałych drużyn są znacznie silniejsze, dzięki czemu liga jest dużo bardziej atrakcyjna. Tylko szaleniec mógł się spodziewać, że włączymy się do walki o "Top 4". W końcu Redknapp nigdy tak wysoko w tabeli nie był jako menedżer, a nasz skład na tle pozostałych ekip, pozostawiał wiele do życzenia.

Kto bowiem spodziewał się takiego wyskoku formy Heurelho Gomesa, gdy rok temu połowa z nas błagała o nowego bramkarzaa, a Redknapp w trybie awaryjnym był zmuszony sprowadzić Carlo Cudiciniego? Chyba jeszcze mniej osób wierzyło w powodzenie duetu obrońców Bassong-Dawson. W końcu podstawowa para stoperów Woodgate-King przez cały sezon walczy z ciężkimi urazami i stawianie na młodego Kameruńczyka i niepewnego Dawsona powinno się źle skończyć. Jednakże obaj prezentują się fantastycznie, a Dawson został nawet kapitanem naszej drużyny. W tej chwili ważą się jego losy, ponieważ kontuzja Achillesa której się nabawił może go wykluczyć z gry nawet do końca sezonu. W niedzielnym spotkaniu z Portsmouth w 1/2 FA CUP Redknapp boi się ryzykować zdrowia 26-letniego stopera i prawdopodobnie oszczędzi go na kolejne ważne spotkania, a partnerem Bassonga będzie jeden z dwójki Livermore-Dervitte.

Nasi boczni obrońcy również nie należeli do światowej czołówki. Benoit Assou-Ekotto przeplata świetne zagrania fatalnymi, a obecnie rozgrywa beznadziejne partie. Jednak początek sezonu miał bardzo poprawny. Również Vedran Corluka rozgrywa dobry sezon, lecz nie ma co się oszukiwać - po tym zawodniku wiele osób spodziewało się dużo więcej. Tylko zaślepieni kibice nie widzą w nim wad, a ma on ich dość sporo. Owszem, jest dobrym obrońcą, który świetnie współpracuje z Aaronem Lennonem, aczkolwiek brakuje mu wielu umiejętności niezbędnych by być klasowym bocznym defensorem.
Balii
Sytuacji Bale'a, Bentley'a i Pavlyuchenki przedstawiać bliżej raczej nie trzeba. Mało kto wierzył, że wrócą oni do formy jeszcze na White Hart Lane. Jednak udało im się powrócić do starej dyspozycji. Nie udało się tego uczynić Jermainowi Jenasowi, który rozgrywa bodajże najgorszy sezon w całej swojej karierze. Miał być liderem środka pomocy, jednak nieoczekiwanie został nim Tom Huddlestone. Wielu osobom wydawało się, że to właśnie środek pola będzie naszą największą bolączką, jednak dobra postawa Huddlestone'a i przyzwoita gra Palaciosa sprawiły, że nie było aż tak źle ...
Modriicaua
Na koniec oczywiście nasze ofensywne żądła. Kranjcar, Lennon, Modrić, Defoe, Crouch, Gudjohnsen, Keane ... Zawodnicy świetni, lecz wciąż niewybitni. Przeplatający świetne spotkania bezbarwnymi. Rzadko kiedy wszyscy potrafili wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Gdy będą to potrafić, wtedy będzie można odważniej mówić o "Top 4". Jednak to wciąż nie będzie jej gwarantowało. Bo inni również się zbroją i mają chrapkę nie tylko na "Top 4", ale także na mistrzostwo. A warto dodać, że kontuzje w tym sezonie nas nie oszczędzają. Niestety. Gdy człowiek usiądzie i spokojnie przeanalizuje cały obecny sezon, ilość kontuzji ważnych zawodników, potencjalną siłę naszej kadry przed rozpoczęciem rozgrywek wtedy z całą pewnością nie będzie rozpaczał, gdy nie zdobędziemy 4 miejsca w tabeli. A rozważania "co by było gdybyśmy wygrali z tymi i tamtymi" również należy schować głęboko do szafy. Bo to samo może powiedzieć każdy kibic Liverpoolu, Manchesteru City i Aston Villi. A wtedy o mistrzostwo powinno walczyć co roku 10 drużyn. Jednak jeśli pokonamy Arsenal i Chelsea i nie zajmiemy 4 miejsca, wtedy będziemy mogli mieć pretensję tylko i wyłącznie do siebie. Lecz najpierw trzeba te 2 spotkania wygrać, co dla przeciętnego kibica nie tylko Tottenhamu wydaje się być "Mission Impossible".

Bez Anglików w Lidze Mistrzów

I stało się. Tyle lat nudów w półfinałach Ligi Mistrzów, gdy musieliśmy obserwować walkę tych samych drużyn i wreszcie! W 1/2 tych elitarnych rozgrywek nie ma żadnej drużyny z Premier League. W dzisiejszym chorym piłkarskim świecie nudy są straszne : w Hiszpanii o mistrzostwo walczą od lat tylko 2 drużyny, w Premier League TOP 4 zarezerwowana jest dla najbardziej możnych, we Włoszech rządzi Inter, w Szkocji dwie drużyny ze stolicy itd itd... Ah marzy mi się coś takiego jak w NHL lub NBA, że wielkich faworytów nie ma, wydawania milionów na transfery również. Rzadko kiedy jesteśmy tam zmuszeni na oglądanie walki o mistrzostwo tych samych teamów.

Inaczej jest w Lidze Europejskiej - tam co roku sytuacja się zmienia, a w tym sezonie w finale mogą się spotkać 2 angielskie drużyny. Liverpool spotka się z Atletico a HSV z Fulham. Mimo wszystko bardziej prawdopodobny jest finał Liverpool-HSV, jednak znając życie Atletico i Fulham skóry łatwo nie sprzedadzą i nie zdziwi mnie finał między nimi. Tak samo zaskoczony nie będę, gdy na Santiago Bernabeu wybiegnie Inter z Lyonem.

sobota, 3 kwietnia 2010

I tak jesteś słaby Darren...

O meczu będzie krótko, ale na temat. Nasi piłkarze przegrali go głównie w swoich głowach. Jasne bowiem było, że naszpikowana ex-kogutami ekipa Sunderlandu będzie chciała nam utrzeć nosa. Pewnym była ich agresywna i nieustępliwa gra. Steed Malbranque szalał jak za najlepszych lat, a Darren Bent walką nie ustępował tego dnia Craigowy Bellamy'emu, czy Tevezowi. Przegraliśmy to spotkanie w środku boiska. Wilson Palacios grający z kontuzją wyglądał strasznie nieporadnie, natomiast drepczący koło niego Luka Modrić był kompletnie bezproduktywny. Nie zaimponował Redknapp swoim nosem do zmian, tym razem ściągnął z boiska w przerwie średnio grającego Bentley'a, gdy o zmianę sam niemalże prosił się Modrić czy Pavlyuchenko. Rosjanin w dzisiejszym spotkaniu nie miał praktycznie żadnego udanego kontaktu z piłką, a jego nogi przypominały dwa drewniane konary. Obrona bez Michaela Dawsona gubiła się raz za razem, widać było że Kaboul i Bassong kompletnie nie rozumieją się na środku defensywy, a razem z nimi gubili się Walker i przede wszystkim Assou-Ekotto. Kameruńczyk rozegrał fatalne zawody, porównywalne do jego najgorszego występu w karierze, podczas przegranego spotkania z Arsenalem (0:3) parę lat temu.

Wielu komentatorów i kibiców zachwycało się po tym spotkaniu postawą Darrena Benta twierdząc, że utarł "Kogutom" nosa. Owszem, straciliśmy przez niego 3 punkty oraz 4 miejsce w tabeli. Jednak tym spotkaniem po raz kolejny udowodnił, że jest zawodnikiem przeciętnym, jeśli nie po prostu słabym. Wystarczająco dobrym jednak dla takiego Sunderlandu. Anglik nie strzelił w swojej karierze 3 rzutów karnych. 3 przeciwko Tottenhamowi. Prób miał 4, więc skuteczność na poziomie 25%. Ukazuje to tylko jak słabym psychicznie zawodnikiem jest Bent. Nie zmienią tego nawet 2 strzelone dzisiaj bramki. A i radość po ich zdobyciu była co najmniej dziecinna. Nikt nie każe zachowywać mu się niczym Robbie Keane po strzeleniu swoim byłym kolegom bramki, jednak pewne gesty powinien sobie darować. Kłapanie rękami w stronę kibiców Tottenhamu i celebrowanie radości przed ich sektorem wraz z całowaniem koszulki Sunderlandu było więcej niż żałosne. Wyszedł z Darrena szczeniacki temperament, z którym piłkarskiego świata nie zawojuje. Zachował się niczym urażony nastolatek, który zerwał z dziewczyną i na jej oczach obściskuje się z kolejnymi paniami, aby pokazać jaki jest genialny, a ona niech tylko siedzi i zazdrości. Nie zazdrościmy, nie żałujemy drogi Darrenie. Ty za rok będziesz bronił się przed spadkiem, by będziemy grać w europejskich pucharach.

A my ... no cóż. Musimy teraz wygrać z Arsenalem i Chelsea. Nie ma innej opcji. Inaczej Liga Mistrzów zawita w Arabii.

piątek, 2 kwietnia 2010

Wychowanek - rzecz święta

Harry_Kane
Pamiętacie takiego zawodnika jak Terry Dixon? Rudzielec, wybierany najlepszym młodym piłkarzem w Irlandii. A czy mówi wam coś nazwisko Tomas Pehkart? Gracz, którego chwalił sam Marek Jankulovski twierdząc, że wkrótce zawojuje ligę angielską. A może Lee Barnard, który zdobywał bramkę za bramką w rezerwach Tottenhamu?

Tak, wszystkich tych graczy łączy Tottenham. W nim się wychowywali, w nim nie dorośli do wielkiego futbolu. Dixon złapał ciężką kontuzję, Pekhart skończył w lidze czeskiej, natomiast Barnard w Southampton ( w którym radzi sobie całkiem nieźle ). Takich graczy mieliśmy w ostatnich latach całą masę : Stephen Kelly, Yuri Berchiche, Dorian Dervitte, Leigh Mills. Każdy miał wkrótce wedrzeć się do pierwszego składu "Kogutów", a tymczasem skończyli w dużo słabszych drużynach, czasem nawet w League One.

Niedawno przedstawiałem serię felietonów "Gwiazda w poczekalni" ukazując wielu utalentowanych graczy Spurs w tym Kyle Walkera, Ryana Masona, Androsa Townsenda, Jake'a Livermore'a czy Johna Bostocka. Z każdym wiążemy duże nadzieje, o każdym głośno było w prasie od dawien dawna. Jest jednak pewien gracz, o którym nie mówi się za wiele, a talent ma przeogromny. Nazywa się Harry Kane.

Kane urodził się 28 lipca 1993 roku. W naszej akademii debiutował w maju zeszłego roku w przegranym 1:4 spotkaniu z West Hamem. Strzelił dla nas honorową bramkę. W obecnych rozgrywkach został z marszu kapitanem Tottenhamu u-18. Jego strzelecki rekord w obecnych rozgrywkach jest imponujący : w 18 spotkaniach strzelił 13 bramek, co czyni go naszym najlepszym strzelcem. Warto dodać również, że Kane jest najmłodszym regularnie grającym zawodnikiem naszej drużyny do lat 18.

Harry ma za sobą również 3 występy z ławki rezerwowych w reprezentacji Anglii do lat 17. I 2 bramki. Cieszy to niezmiernie, tym bardziej, iż nie wielu młodych piłkarzy Spurs potrafiło w młodzieżowych kadrach strzelać bramki, czy chociażby dostawać powołania. Mason, Townsend i wielu, wielu innych było chwalonych na własnym podwórku, jednak wielkiemu światu swoich potencjalnych umiejętności nie potrafili pokazać.

Sytuacja z Kanem jest o tyle ciekawa, że to nasz autentyczny wychowanek. Jeśli karierę w Tottenhamie zrobi Parrett, Bostock, czy M-poku, będziemy musieli zapłacić spore pieniążki ich poprzednim klubom, które były ich pierwszymi przystankami w karierze. Dyrektor naszej akademii John McDermott zdaje się wykonywać niezłą robotę, jednak dopóki pewni gracze nie wedrą się do pierwszego składu Tottenhamu, kibice wciąż będą czuli niesmak z powodu braku przyzwoitych wychowanków. Harry Kane zasiadł już w jednym spotkaniu Carling Cup na ławce rezerwowych, kto wie, może w przyszłym sezonie zostanie wypożyczony do solidnej drużyny z Championship, a może z marszu dostanie kilka szans wykazania się w pierwszym zespole "Kogutów"? Przyszłość pokaże. Od 2005 nasza akademia bardzo się zmieniła i czas w końcu zbierać pierwsze plony jej działalności.

Po pierwszym kwietnia

Wczoraj urządziliśmy sobie na polskiej stronie Tottenhamu prima aprillisowy dzień. Najpierw Ledley King został nowym asystentem Harry'ego Redknappa, a następnie Lassana Diarra zamienił się z Wilsonem Palaciosem na kluby. Co tu dużo mówić, ta druga opcja to marzenie ściętej głowy. Od kilku dni w prasie pojawiały się informacje o rzekomym zainteresowaniu Diarrą, natomiast Wilson Palacios w pewnym wywiadzie prasowym przyznał, że gra w Realu Madryt to jego marzenie. Nie zmienia to faktu, że Diarra świetne mecze ma niemalże co ligową kolejkę, Wilson co najwyżej co 3 kolejki. Faktem jest, że zasili nas latem Sandro, ale prawdopodobnie dopiero w połowie sierpnia.

Pierwszokwietniowym żartem nie jest natomiast poważna kontuzja Cesca Fabregasa i Wayne'a Rooneya. Gwiazdy Premier League nie wystąpią najprawdopodobniej do końca miesiąca, czyli zabraknie ich w potyczkach z "Kogutami". Prawdopodobnie derby Londynu opuści także Arshavin i Gallas, co wróży powrót Sola Campbella na WHL w koszulce Kanonierów. Radość z powodu osłabień naszych rywali nie powinna być zbyt wielka. Arsenal i Manchester United radzili sobie już bez nich. Jednakże pozbawieni 4 armat Kanonierzy ( Gallas, Van Persie, Fabregas, Arshavin ) będą z całą pewnością dużo mniej groźni. Nie znaczy to jednak, że zwycięstwo mamy w kieszeni. Młodzi i ambitni piłkarze Arsena Wengera na pewno pokażą charakter, dzięki czemu będziemy świadkami emocjonującego widowiska. Natomiast Manchester United pozbawiony Wayne'a Rooney'a z całą pewnością parę punktów zgubi, ale zwycięstwo z nimi na Old Trafford jest raczej nieosiągalne. Nasi piłkarze musieliby rozegrać mecz życia, a Berbatov i spółka tylko biernie się przyglądać. Jednak zabraknie im kluczowego żądła. Nie zmienia to faktu, że jako drużyna są od nas zdecydowanie lepsi. Ah ten kwiecień...