Motto życiowe

"Ośmieszaj swoje problemy, spraw, by stały się błahymi sprawami. Nie zatrzymuj się w dążeniu do prawdy. Jeśli pozostaniesz w połowie drogi, nie będziesz o połowę mądrzejszy, tylko wciąż o połowę niedouczony."

piątek, 20 sierpnia 2010

To koniec

To mój ostatni wpis. Od 2006 roku pisałem na stronie kibiców Tottenhamu, od marca prowadziłem blog o Tottenhamie jednak to już koniec. Czas wziąć się za poważniejsze rzeczy, a Tottenham zostawić już tylko do oglądania spotkań i kibicowania. Jeśli ktoś chętny to umieszczę tu adres swojego nowego bloga w następnym poście pod koniec września. Mam nadzieję, że "Koguty" nie sprawią zawodu w rewanżu Ligi Mistrzów i że zawodu nie sprawi nam nowy nabytek ex-kanonier William Gallas. Trzeba być dobrej myśli. Ale jak tu myśleć pozytywnie? Zwłaszcza w Polsce...

poniedziałek, 26 lipca 2010

Czy Harry dogada się z Martinem?

Za 3 tygodnie pierwsze spotkania o punkty i o awans do Ligi Mistrzów rozegra nasz Tottenham. Transferów jak nie było widać, tak nie widać. Edin Dżeko za drogi, Luis Suarez wciąż się zastanawia, Mesut Ozil znajduje się na celowniku połowy świata, Diego Forlan woli zostać w Hiszpanii,a Manchester City nie chce puścić do nas Micaha Richardsa oraz Craiga Bellamy'ego. Wychodzi na to, że najłatwiej będzie dogadać się Harry'emu Redknappowi z ... Martinem O'Neilem.

Menedżer Aston Villi od dłuższego czasu zainteresowany jest trójką zawodników "Spurs" : Robbie Keane'm, Jermaine'm Jenasem oraz Davidem Bentley'em. Natomiast Redknapp od dawna "napala się" na Ashley'a Younga oraz Jamesa Milnera. Mimo wypowiedzi udzielonej prasie, iż Milner i Young będą za drodzy, prawdopodobnie będzie zmuszony pozbyć się niektórych zawodników, w tym trójki, którą zainteresowany jest O'Neil. Wtedy będzie mu łatwiej dogadać się w sprawie ewentualnego transferu na WHL jednego z dwójki Young-Milner. Pierwszy miał za sobą kiepski sezon, jednak podczas kampanii 2008/09 był jednym z najlepszych graczy w Premier League. Milner był gwiazdą sezonu 2009/10. Oboje są warci po 20 milionów funtów. Tyle samo co Mesut Ozil. Może więc warto polecieć do Bremy panie Levy i wyrwać go Werderowi i stworzyć duet ofensywnych pomocników Modrić-Ozil - niewiele gorszy od duetu Xavi-Iniesta. Znając zainteresowania Redknappa - zostaniemy z transferami w Anglii. Bezpieczniejsze, ale i droższe. I mniej perspektywiczne.

Czy transfer Ozila do "Spurs" jest nierealny? Tak samo nierealny był transfer Luki Modricia. Aż pewnego poranka obudziliśmy się, by przeczytać, że chorwacki playmaker, który w pojedynkę rozniósł Anglię podpisał 6-letni kontrakt z Tottenhamem. A Ozil ... również rozniósł Anglię. I to nawet 2 razy. Mógłby więc z Modriciem świetnie się dogadać.

niedziela, 25 lipca 2010

Młodzi do boju!

Nasi młodzi gracze nie są tacy źli. Wręcz przeciwnie - przy niektórych naszych graczach pierwszego składu wyglądają jak gwiazdy. Kyle Walker bije na głowę Alana Huttona, Andros Townsend, Ryan Mason, Dean Parrret i Danny Rose prezentują się lepiej niż Jermaine Jenas, Niko Kranjcar oraz "magik" Adel Taarabt, a Jon Obika wygląda na trzy razy lepiej wyszkolonego technicznie niż Robbie Keane. Oczywiście to tylko sparingi. Jednak zadziwia pewność siebie tych młodych graczy. Ich wyszkolenie techniczne. I radość z gry. Być może żaden z nich nie zawojuje Premier League, jednak widać, że coś w naszej szkółce drgnęło. Kiedyś mogliśmy się pochwalić jedynie Stephenem Kelly'm, któremu ze strachu w każdym meczu getry zlatywały. Dziś nasi młodzi gracze grają jak równy z równym obok bardziej doświadczonych partnerów.

Tego wieczoru czekałem głównie na pojawienie się na boisku Ryana Masona. Młody zawodnik jest podobno najbardziej utalentowanym zawodnikiem ze szkółki Tottenhamu. Szkółki, z której powinniśmy wreszcie zacząć zbierać plony młodych, zdolnych do gry na najwyższym szczeblu graczy. Największym pewniakiem do tego wydaje się być właśnie Mason. Chłopak, który od 7 roku życia gra w Tottenhamie. Dla którego futbol jest więcej niż wszystkim. Podobno bez piłki się nie rozstaje, a gdy grać nie może, siedzi i ogląda mecze w telewizji, analizując grę i taktyki różnych zespołów i pojedynczych graczy. Filigranowy, bo mierzący zaledwie 175 cm wzrostu, a do tego dość wątłej budowy. Jednak świetny technicznie i niezwykle inteligentny. W Yeovil byli nim zachwyceni. Dziś niestety na boisku się nie pojawił.

Pojawił się za to Kyle Walker, Andros Townsend, Jon Obika, Kyle Naughton oraz Adel Taarabt. Wszyscy byli niezwykle pewni siebie. Kyle Walker nie dał się ani razu ograć ( czego nie można powiedzieć o Alanie Huttonie ), Townsend nie bał się gry i walczył za dwóch, na dodatek świetnie panował nad piłką. Obika został graczem spotkania. Naughton na lewej stronie nie grał rewelacyjnie, jednak nie popełniał błędów. Taarabt czarował i tracił w głupi sposób piłki w tradycyjny dla niego sposób. Dawno nie mieliśmy w składzie tak wielu młodych graczy, którzy pukaliby do pierwszego składu. Jedynie od Redknappa zależy co z tym fantem zrobi. Czy będzie wolał dalej "rozwijać" talenty Jenasa czy Bentley'a, w nadziei że wrócą do dawnej formy, czy da szansę kilku młodym graczom, którzy ciężką pracą na pewno na nią zasłużyli.

sobota, 24 lipca 2010

Pirat fonograficzny

"Kto kupuje pirackie płyty ten kutas i niech spier****" - napisał kiedyś Kazik Staszewski. Problem piractwa wg wielu muzyków jest ogromny. Jednak tylko dla nich. Parę lat temu największym problemem muzyków była sprzedaż ich płyt za grosze na targowiskach. Dziś problem jest inny - internet. W internecie bez problemu możemy w minutę znaleźć interesującą nas piosenkę i (przeważnie) nielegalnie ją zassać na komputer. Oburza to strasznie wielu artystów z Kazikiem na czele. Niesłusznie.

Muzycy muszą zrozumieć, że świat idzie do przodu. Nasze babcie wzdychają do płyt winylowych, rodzice do kaset, my wychowaliśmy się na płytach CD, jednak nasze dzieci takich rzeczy znać już nie będą. A mimo to artyści wciąż wydają płyty, które sprzedawane są w sklepach za olbrzymie jak dla przeciętnego człowieka pieniądze. Powtarzam - świat idzie do przodu i artyści muszą pójść do przodu razem z nim. Kazik oczekuje, że ludzie przestaną kraść gdy powie na nich brzydko, zamiast dostosować się do dzisiejszych realiów. W każdej branży trzeba dostosować się do klienta - dlaczego zatem ewentualni klienci muzyków, w tym Kazika mają dostosowywać się do nich? Sport poszedł z duchem czasu - w tenisie wprowadzono challenge, w hokeju można oglądać powtórki spornych sytuacji, a wkrótce to samo będzie w piłce nożnej. Tylko muzycy wciąż wierzą, że znowu zaczniemy chodzić po empikach i będziemy kupować ich płyty. Czas internetu nastał i trzeba umieć się do niego dostosować, a nie płakać, że ktoś jest złodziejem. Zresztą pan Staszewski, którego twórczość cenię nie powinien nazywać kogokolwiek złodziejem. Dlaczego?

http://www.youtube.com/watch?v=X8TRwMe7YpE oto piosenka Funkadelic "One Nation und a groove"

http://www.youtube.com/watch?v=wcklg_0o9zM tu mamy piosenkę Kazika "12 groszy"

Wstęp piosenki Funkadelic perfidnie zerżnięty przez Staszewskiego. Czy to przypadkiem nie złodziejstwo?

Cisza przed Ligą Mistrzów

Harry Redknapp nie zawojował na razie rynku transferowego. Sandro Ranieri od kilku tygodni widnieje jako jedyny ruch transferowy Tottenhamu w letnim okienku transferowym. Nie udało się "Kogutom" pozyskać Joe Cole'a, który wybrał większe pieniądze w Liverpoolu, a menedżer "Spurs" zapowiedział "dwa lub trzy transfery". Transfery piłkarzy, którzy mają zrobić różnicę. Tylko co ma na myśli menedżer Tottenhamu mówiąc te słowa?

Zawodnicy, którzy robią różnicę to Leo Messi, Cristiano Ronaldo, Wayne Rooney czy Diego Milito. Tacy piłkarze są w stanie odwrócić losy przegranego meczu. Takich piłkarzy w naszej drużynie nie ma. Kogo zatem będzie chciał sprowadzić Redknapp?

Numer 1 - obrona, a tu bezapelacyjnie Micah Richards. Pytanie tylko jaką nową jakość wprowadzi do drużyny piłkarz, który od 2 lat gra totalny piach? Otóż Redknapp jest trenerem, który uwielbia pracować nie tylko z wielkimi piłkarzami, lecz również z takimi, którzy z różnych względów formę stracili. Można tu wymienić chociażby takich grajków jak Lassana Diarra, Glen Johnson, Younes Kaboul czy Jermain Defoe. Richards talent ma niesamowity, a na dodatek byłby bardzo wszechstronnym uzupełnieniem składu. Vedran Corluka nie nadaje się na każdego rywala, a Richards swoją szybkością i przebojowością mógłby wnieść nową jakość do naszej gry. Poza tym jest nominalnym środkowym obrońcą, a dni Woodgate'a są w naszej drużynie policzone. Richards mógłby być świetnym następcą, gdyby odnalazł formę z początku swojej kariery. Redknapp na pewno w to wierzy.

Numer 2 - ofensywny pomocnik, czyli Craig Bellamy. Miał być Joe Cole, jednak pozostanie koło ratunkowe czyli niesforny Walijczyk. A co on miałby niesamowitego wnieść do naszej drużyny? Redknapp zdaje sobie sprawę, że Robbie Keane nie jest takim przywódcą i walczakiem, za jakiego miał go, obserwując jego wyczyny z ławki Portsmouth czy West Hamu. Czas Keane'a dobiega końca. Natomiast Bellamy, mimo swojego dość podeszłego wieku wciąż jest graczem niezwykle szybkim, charyzmatycznym, nienawidzącym przegrywać. Taka osoba w składzie jest wg Redknapp niezbędna. I takiego gracza w naszej ofensywie brakuje. I Bellamy wg Redknapp będzie idealnie pasował do jego koncepcji.

Numer 3 - napastnik. Tu możemy doczekać się jedynego bardzo głośnego nazwiska. Redknapp bowiem chce dokonać rekordowego transferu właśnie na pozycji wysuniętego napastnika. Do tej pory takie "głośne" transfery nie kończyły się dobrze ( Rebrov, Bent ), jednak Redknappowi trzeba zaufać. Pytanie tylko jaki to będzie zawodnik. Redknapp potrzebuje napastnika potrafiącego odmienić losy meczu, regularnego i piekielnie skutecznego. Czasem mecz wygra walczak Bellamy ( jeszcze nie u nas ), czasem geniusz Modrić, czasem pędziwiatr Lennon, a czasem wieżowiec Crouch. Jednak Harry potrzebuje regularnej gwiazdy w ataku. Taką nie będzie ani Defoe, ani Pav, ani Crouch. Bez mega gwiazdy w ataku poradziliśmy sobie w zeszłym sezonie i być może to jest recepta na sukces Tottenhamu - drużyna i solidność. Z drugiej strony gwiazda w ataku jaką był Berbatov gwarantowała nam przeszło 30 bramek w sezonie. Z takim graczem byłoby dużo łatwiej. Jednak czy mając w składzie Torresa lub Drogbę zajęlibyśmy rok temu 4. miejsce?

piątek, 23 lipca 2010

Joe Cole jednak w Liverpoolu

Załamany z tego powodu szczególnie nie jestem. Dostałby mega wielką pensję, prawdopodobnie najwyższą w zespole, a wcale nie gwarantowałby nam wysokiej formy. Prawdopodobnie trafi do Tottenhamu za to jeden z dwójki Craig Bellamy - Arda Turan. Pierwszy doświadczony, charyzmatyczny i mega szybki. Drugi utalentowany, świetny asystent i drybler. Decyzja należy do Harry'ego. In Harry I Trust

piątek, 9 lipca 2010

Joe Cole is DONE?

Na forach Tottenhamu dobrze "poinformowani" piszą, że Joe Cole zostanie zawodnikiem Tottenhamu. Piłkarz wybitny, to na pewno. Jednak od dłuższego czasu bez formy. Pytanie podobne jak przy Robbie Keanie - utrata wiary w swoje umiejętności czy po prostu uciekające lata i być może mało sportowy tryb życia sprawił, że blisko 30-letni pomocnik stracił swoje największe atuty. Robbie Keane w podobnym wieku zaczął się zatracać i gdyby był Nigeryjczykiem stwierdzilibyśmy, że nie ma 30 lat tylko 40. Joe Cole lat ma 28, wiele kontuzji za sobą i brak zaufania w Chelsea. Harry Redknapp Joe Cole'a uwielbia, to on wykrył jego talent w wieku 11 lat i z pewnością ufałby mu bezgranicznie. Problemem jest szerokie zainteresowanie piłkarzem i jego wysokie wymagania finansowe. Jeśli jednak Cole-tak jak mówi-chce menedżera, który będzie w niego wierzył, to wybierze Tottenham. Jeśli Tottenhamu nie wybierze tzn że wybierze pieniądze.

czwartek, 1 lipca 2010

Feministyczne dyrdymałki

Muszę przyznać, że straszne są rzeczy, które wypisują niektóre feministki z panią profesor Magdaleną Środą na czele. Ostatnio bardzo rozbawiła mnie wypowiedź pani Środy odnośnie żony pana Marszałka Bronisława Komorowskiego podającej mu zupę do obiadu. No po prostu straszne! Pani Środa postradała zmysły! Nawet żona Komorowskiego stwierdziła, że to głupota. I nie ma co się dziwić.

Dużo gorsza była ostatnia wypowiedź pani Środy dotycząca wyborów prezydenckich. Nazwała ona elektorat Korwina-Mikke ludźmi, którzy głosują na błazna, a ponieważ nie wystartował Szymon Majewski, więc musieli oddać swoje głosy na Pana Janusza. Nóż w kieszeni się otwiera, gdy czyta się takie pozbawione sensu wypowiedzi. Pani Środa wykazała się rzecz jasna wielką niewiedzą, jednak Korwin-Mikke idealnie pasuje pod cytat "Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz”. Wygrać raczej nie wygra, ale trzymać kciuki za to trzeba. Wynik Korwina być może nie jest rewelacyjny, ale prawie pół miliona ludzi oskarżać o głosowanie na błazna, jest zwyczajnie NIEETYCZNE, a pani Środa jest właśnie panią profesor od etyki. Równie dobrze ja mógłbym powiedzieć o elektoracie pani Środy gdy startowała do Europarlamentu i uzyskała 2,25%, że głosowały na nią kobiety z wąsami, które mają więcej cech męskich niż żeński, które są facetami w spódnicy, jednak jako że są mimo wszystko kobietami, to walczą o prawa kobiet. Oczywiście być tak nie musi, ale może być, w końcu sama pani Środa swoim zachowaniem i zwłaszcza wyglądem bardziej przypomina mężczyznę niż kobietę ( rysy twarzy ), a sama przyznawała się nieraz, że nie dba szczególnie o wygląd, o ubiór czy o makijaż.

Pani Profesor Środa ( zaznaczam jeszcze raz - OD ETYKI ) może gadać swoje feminizmy o równouprawnieniu, oczywiście nikt jej tego nie zabroni. Jednak pytanie zasadnicze - słuchamy profesor od Etyki, czy profesorów z biologii, chemii, fizyki czy ekonomii? Czy skoro pani od ETYKI mówi, że trzeba zrównać pensję mężczyzn i kobiet tzn że tak trzeba zrobić? Widocznie tak. Nie obchodzi jej bowiem, że kobieta może zajść w ciąże, a wtedy zdolna do pracy nie będzie. Owszem nie jest to jej wina, ale przedsiębiorca wie, że wiązać się będą z tym dodatkowe koszty, których on chce uniknąć. Prawdą jest, że są przypadki dyskryminacji płacowej, ale nie dotyczy ona na pewno podziałów męsko-żeńskich. Możemy bowiem zajrzeć chociażby do mojego Tottenhamu. Gdybyśmy chcieli zrównać pensję wszystkim obrońcom dajmy na to na poziom 45 tyś funtów tygodniowo, bo taka jest średnia z pensji najlepiej opłacanego defensora z najgorzej, to na pensję musielibyśmy wydać dużo więcej. Nie patrzymy jednak, że ten defensor jest lepszy, wyższy, silniejszy, szybszy i bardziej doświadczony. Jak równać to równać i popadać w długi.

Lepiej też nie słuchać biologów, naukowców, którzy twierdzą, że mężczyzna i kobieta różnią się od siebie pod niemal każdym względem. Feministki oczywiście chcą nas zrównać, ale ciężko im to idzie. Jak wiemy Lew nie wychowuje dzieci, tylko lwica, a nasz praprzodek również ich nie wychowywał. Oczywiście nie można odbierać kobietom praw, które mają. Zabranie im praw wyborczych nie ma większego sensu, bo być może 95% pań nie interesuje się polityką, ale 5% jest zainteresowanych. Panów połowa również zainteresowanych polityką specjalnie nie jest, dlatego wniosek jest prosty - demokracja jest be.

Apropos jeszcze równouprawnienia kobiet i mężczyzn - ciekawa jest dyskryminacja mężczyzn gdy idą na mecz piłkarski albo dyskotekę. Panie wchodzą na takie imprezy za darmo, natomiast panowie muszą płacić i to często nie mało. Poczułem się strasznie urażony. Ale w końcu kobiety też mają prawo oglądać mecze piłkarskie - szkoda tylko, że w 99% nie czekają na to kto strzeli bramkę, tylko wypatrują najprzystojniejszych piłkarzy. Ale i tak je kochamy.

wtorek, 29 czerwca 2010

Ameryka rządzi

Południowa, ale jednak Ameryka. W 1/4 Mistrzostw wystąpi Brazylia, Argentyna, Urugwaj oraz Paragwaj. Drużyna Dungi spotka się z Holandią, piłkarze Maradony z Niemcami, ekipa Forlana i Suareza z Ghaną, a dzisiejszy zwycięzca pojedynku z Japonią podejmie mistrzów Europy Hiszpanów. Trudno przewidzieć jak potoczą się dalsze spotkania. Mecz Argentyny z Niemcami z pewnością będzie wielkim widowiskiem, Hiszpania i Urugwaj raczej bez problemów powinny dostać się do półfinałów. Mecz Brazylii z Holandią będzie spotkaniem dwóch najbardziej dojrzałych drużyn tego mundialu - nie przemęczają się, a grają dalej. W 1/8 zaskoczyła mnie Ghana, której wróżyłem klęskę ze Stanami Zjednoczonymi, oraz Anglia, która miała odprawić Niemców. Nie wyszło. W tej chwili finał : Argentyna-Brazylia. Trzecie miejsce dla Hiszpanii.

środa, 23 czerwca 2010

Bój o prywatyzację

Nie będę ukrywał, parę lat temu zagłosowałem na Platformę Obywatelską mając nadzieję, że jest tak liberalna jak się wydawało. Że będzie dążyła do prywatyzacji służby zdrowia, szkolnictwa ... Niestety rzeczywistość okazała się inna, ale trudno winić o nią tylko i wyłącznię polityków PO.

Pamiętamy bowiem dobrze spot Prawa i Sprawiedliwości o prywatyzacji szpitali, z którego wynikało, że karetka przyjedzie do nas jeśli jej zapłacimy. Oczywiście jest to krótkowzroczna polityka PiSowców, dla których najważniejsze jest zbijanie elektoratu. Jako że większość ludzi jest głupia, taki spot do nich trafia. Nic ich nie obchodzi, że w obecnych szpitalach stoi pełno nieużywanego i drogiego sprzętu, że nikt za to nie odpowiada i wielu ludziom utrudnia się tym samym leczenie. Platforma niestety również patrzy głównie w sondaże. Może i podjęłaby się prywatyzacji szpitali, jednak jedno tępe hasło PiSowców i słupki sondażowe lecą Platformie w dół. PiS bowiem dba tylko o utrzymanie się u władzy na biednych i małointeresujących się polityką ludzi, a Platforma może by coś próbowała gdyby nie to, że tuż za jej plecami czai się PiS, by strącić ją z władzy. A Polakom to się podoba ...

Ale nie wszystkim, co pokazał Grzegorz Napieralski. Wielu młodych ludzi zagłosowało na tego człowieka, co oznacza, że mają oni dość polityki kłótni i sprzeczek. Daje to nadzieję na przyszłość, bowiem to właśnie młodzi są nadzieją tego kraju. Obecnie rządzi nami pokolenie rolników i emerytowanych górników z PRL, więc nie ma co się dziwić, że PiS jest tak wysoko. Ale miejmy nadzieję, że już niedługo.

Jedynym oczywiście politykiem, który jasno i otwarcie mówi o prywatyzacji szpitali jest Korwin-Mikke. Uzyskał 2,5%, też prawie i wyłącznie od ludzi młodych, więc to również dobrze rokuje na przyszłość. Młodzi ludzie wiedzą bowiem, że przy obecnej polityce państwa będą oni zmuszeni robić do 90-tki, bo nie będą mieli sobie jak odłożyć pieniędzy, a system emerytalny dąży do upadku.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

2,5%

Tyle co piwo w Egipcie. Pozostaje nic innego jak się zmobilizować i pójść zagłosować ( niestety ) na Bronka. Socjał Kaczyński, który oczywiście każdemu rozda, tobie tobie i tobie emerytowany górniku wygrać nie może. Jeśli wygra to demokracja jest jeszcze głupsza niż sądzę że jest obecnie.

wtorek, 8 czerwca 2010

Jaki głos jest głosem zmarnowanym?

Media wykreowały nam bardzo sprytnie dwójkę kandydatów do walki o fotel prezydenta Polski : Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego. Ich wizerunki pojawiają się w telewizji najczęściej. mimo że ich program wyborczy niczym się nie różni, a jedyną ich różnicą jest to, że jeden woli koty niż kobiety. Oczywiście gdy zostanie zaproszony do jakiegoś programu pan Korwin-Mikke czy Jurek, z miejsca pada pytanie "Po co pan kandyduje skoro pan nie ma szans?". Jest to oczywiste skur*******.

Media wmawiają nam, że zagłosowanie na kandydata innego niż Kaczyński czy Komorowski to tzw stracone głosy. Mimo że Korwin-Mikke ma poparcie w internetowych badaniach na poziomie 20%, to w stałych sondażach telewizyjnych i gazetowych wciąż widnieje na 1%. Bo oczywiście nie można dać ludziom którzy nie czytają niczego poza jedną wybraną gazetą i nie oglądają niczego poza jedną wybraną telewizją nowego kandydata, którego wygrana sprawiłaby wielkie zmiany. I w ten sposób zostanie może nie na 1%, ale na 3-4%. Mam nadzieję, że to go nie zniechęci.

Kłamstwem jest to, że głos oddany na tzw słabszego w sondażach jest głosem zmarnowanym. Bo jeśli bitwa o fotel prezydencki ma się rozstrzygnąć w drugiej turze to i tak nie ważne czy będą oni mieli 45-40-35 czy 25%. A że Kaczyńskiego nikt nie chce, to trzeba narodowi wmawiać, że tym mniejszym złem jest Komorowski. A najlepiej rozstrzygnąć to już w pierwszej turze. Dlatego reszta kandydatów nie ma mieć szans, a pan Komorowski ma wygrać i tyle.

Osoby które nie zagłosują na kandydata z tzw "TOP 2" ( podobne do "TOP 4" z ligi angielskiej ) pokażą tym samym, że nie dały się zrobić w balona przez media. Może wiele pomysłów pana Korwina jest z kosmosu, ale na pewno jego wejście na scenę polityczną i zostanie w niej dałoby nadzieję na lepsze jutro nie tylko dla nas, ale i dla naszych dzieci i wnucząt. W końcu jest to jedyny polityk, który myśli co będzie za 50 lat, a nie za 2 miesiące.

Ja sam przekonałem już paru swoich znajomych, nawet wśród kobiet. Rodziców przekonać się nie da, bo niestety zaliczają się do grona tych, którym wmówiono, że Komorowski to mniejsze zło i trzeba na niego zagłosować i już. Kolegów socjalistów nie namówię, bo przecież imperialista Korwin sprawi, że biedni będą jeszcze biedniejsi. Nic z tego, że kraje socjalistyczne upadają jak domki z kart, a ostatnim najlepszym przykładem jest Grecja. Bo każdy człowiek ma swoje cele i ambicję, a w kraju socjalnym można tylko srać i żreć.

Zbliżają się wybory

Jeśli Korwin wykręci drugą turę po mimo mizernego zainteresowania czołówki mediów ( mimo że we wszystkich sondażach internetowych ma po ok. 20% ) stawiam każdemu piwo. Jeśli wykręci 5% to postawię piwko jedynie tym, którzy na niego głosowali ;)

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Niedoceniany, bezcenny

Jest pewna postać w naszej drużynie, której wkład w zajęcie 4 miejsca sprowadza się jedynie do spotkania z Manchesterem City, w którym to strzelił bramkę na wagę Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie. Przeważnie krytykowany za ślamazarność, drewniactwo i słabą skuteczność. Czy jednak bez Petera Croucha bo o nim mowa, zajęlibyśmy długo oczekiwane miejsce w "Top 4"?

Dwumetrowy "Crouchinio" zagrał w lidze we wszystkich spotkaniach - jako jedyny ze wszystkich "kogutów". W pierwszym składzie wybiegał jednak tylko 20-krotnie. Strzelił wówczas 6 bramek. Z ławki wchodził 18 razy, 7-krotnie otrzymując dłuższą niż 30 minut szansę wykazania się. Strzelił 2 bramki. Zaliczył 7 asyst, a przy kilku bramkowych sytuacjach miał swój bezpośredni wkład. W lidze przegraliśmy tylko jedno spotkanie, gdy Peter notował bramkę lub asystę.

Na głowę Petera spadają gromy, że jak na napastnika strzela bardzo mało bramek. Owszem - jego ligowy rekord to skromne 12 trafień. Co jednak warte odnotowania, w sezonie 2006/07 dla Liverpoolu strzelił 8 bramek w 15 spotkaniach w europejskich pucharach. Od 2004 w każdym sezonie notuje po kilkanaście bramek we wszystkich rozgrywkach klubowych, jego najgorszy wynik to 11, a najlepszy 18. W Premier League trafił do siatki rywali w sumie 94 razy. Dla Spurs w ubiegłym sezonie strzelił w sumie 13 bramek. Trzynasta bramka nie okazała się jednak pechowa, ponieważ zapewniła nam 4 miejsce w Lidze Mistrzów. Co by nie mówić, jedna jego bramka, a warta kilkanaście milionów funtów.



Jedna rzecz jest pewna - Crouch wybitnym napastnikiem nie jest. Nie jest jednak również tak słaby jak go wielu kibiców maluje. Słaby wynik bramkowy nie jest bowiem jego winą, a poświęcaniem tak wszechstronnego zawodnika do wielu zadań, w tym defensywnych. Crouch ze względu na swoje wymiary budzi respekt nie tylko wśród obrońców, lecz także wśród napastników rywali. Stąd jego częste zaangażowanie w grę defensywną drużyny. Poza tym w grze ofensywnej dotychczas był zawodnikiem, którego głównym atutem była gra tyłem do bramki. Crouch często się cofał, rozgrywał, zastawiał piłkę, odgrywał do lepiej ustawionych kolegów. W Liverpoolu przeszło połowa bramek padała po bezpośrednim udziale Croucha w danej akcji.

Wielu kibiców spyta co to ma do rzeczy, a ma bardzo wiele. Crouch zaangażowany w walkę, absorbujący defensorów, robiący przewagę dzięki temu swoim kolegom to jeden z celów, dla których jest trzymany na boisku. Wielkie serce, które wkłada do gry i masa sił, które zostawia na boisku nie zawsze są jednak doceniane, ponieważ kibice pamiętają tylko bramki i głupie kiksy. A tych Crouchowi nie brakuje. Jednak po wielu przebiegniętych kilometrach i wielu pojedynkach, które ten zawodnik odbywa w całym meczu, trudno mieć do niego pretensję, że często brakuje mu sił i dokładności przy niektórych zagraniach.

Oczywiście może paść kontrargument, że taki klub jak Tottenham stać na lepszego napastnika, którego poświęcenie dla zespołu i dużo potu zostawianego na boisku nie odbijałoby się na skuteczności. A czy pamiętacie takiego zawodnika jak Nicolas Anelka? W sezonie 2008/09 - notabene nie tak dawno, bo rok temu, został królem strzelców Premier League z 19 trafieniami, a we wszystkich rozgrywkach trafiał do bramki rywali 25-krotnie. Jego głównym zadaniem na boisku było strzelanie bramek, nie angażowanie się w grę defensywną. Miał po prostu być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie by trafić do bramki przeciwników. Pójdźmy rok dalej. Sezon 2009/10 - metamorfoza Anelki. Jego pozycję w klubie zajął Didier Drogba - to on był głównym strzelcem, na którym ciążyła odpowiedzialność za strzelanie bramek. I nie zawiódł - został nawet królem strzelców. A dorobek Anelki? Mizerny można by powiedzieć. Opuścił tylko 3 spotkania w lidze, w 31 wystąpił w pierwszym składzie i strzelił "tylko" 11 bramek. Zanotował również 9 asyst. Oczywiście zmiana jaka nastąpiła w Anelce, jego angażowanie się w defensywę, walka i hektolitry potu zostawiane na boisku nie odbiły się negatywnie na jego opinii w środowisku piłkarskim. Wręcz przeciwnie - uważa się, że jest obecnie w najlepszej formie w jakiej kiedykolwiek był. Dlaczego zatem nie doceniamy naszego Petera?

Odpowiedź jest prosta - ponieważ nigdy nie było sezonu, w którym strzeliłby satysfakcjonującą nas ilość bramek. W jednym sezonie trafiłby 20 razy w lidze i byłoby po problemie. Jednak kłopot w tym, że nigdy nie będzie to jego głównym zadaniem. W Tottenhamie rola strzelca bramek spoczywa na Jermainie Defoe. Trudno mieć do Anglika jakieś zastrzeżenia - często chybia, jednak przeszło 20 bramek w sezonie zawsze nam gwarantuje. A słabą skuteczność i Defoe, jak i drugiego egzekutora Romana Pavlyuchenki w końcówce sezonu tłumaczyć można właśnie tym samym, czym u Croucha. Zaangażowanie w grę defensywną i wielka praca na rzecz zespołu. Defoe, Crouch i Pav nie mogli w ciężkim miesiącu jakim był kwiecień, gdy decydowały się losy naszego 4. miejsca stać na boisku i czekać aż wpadnie im piłka pod nogi, a oni z nią pognają i coś ukłują z przodu. Nie, najważniejsze w tym momencie było nie przegrywać spotkań i liczyć na czyjś geniusz. I doczekaliśmy się - Rose, Bale, Huddlestone itd itd ... A Defoe i Pav wykonali swoje zadania bezbłędnie.



Oczywiście sceptycy powiedzą, że Crouch nawet pozbawiony zadań defensywnych nie byłby w stanie poprawić swojego konta bramkowego. Nic bardziej mylnego. Na dowód wystarczy przejrzeć statystyki bramkowe reprezentacji Anglii, w której Crouch nie angażuje się zbytnio w grę defensywną, ponieważ przeważnie nie ma takiej potrzeby. Otóż "Crouchinio" dla reprezentacji w 38 spotkaniach strzelił 21 bramek, co daje średnią przeszło pół bramki na mecz. Michael Owen dla przykładu w 89 spotkaniach strzelił 40 bramek, Wayne Rooney w 60, tylko 25 bramek, a kolega klubowy Croucha Jermain Defoe w 40 spotkaniach trafiał tylko 11 razy. Gorsze statystyki bramkowe od Petera ma nawet Alan Shearer. A więc zadanie strzelania bramek takie straszne dla naszego napastnika wydaje się nie być. Niestety w ciężkiej lidze angielskiej taki zawodnik zawsze będzie wykorzystywany również do innych zadań, które zawsze będą się odbijać na jego nieskuteczności.

piątek, 4 czerwca 2010

Mniejsze zło

W internecie, na różnych stronach ( facebook, onet, wp i wiele dużo mniejszych ) robione są sondaże przedwyborcze. Co ciekawe we wszystkich drugie miejsce zajmuje Janusz Korwin-Mikke bijąc na głowę Jarosława Kaczyńskiego. Typowy liberał, zwolennik wolności, który od kilku lat obrał taktykę "na internet" zbiera w takich sondażach po ok. 20 % głosów. Proste - elektorat pana Janusza to głównie ludzie młodzi ( pewnie nie rozumiejący w większości jego postulatów oprócz legalizacji marihuany ). To młodzież wykręciła super wynik Platformie w ostatnich wyborach. Teraz młodzież będzie głosować w większości na Korwina. Jednak nie wykręci on więcej niż kilka procent. Kaczyński i jego elektorat over 60 nabije mu 30%, a wybory wygra Komorowski czyli te tzw. mniejsze zło. W czym? Nie wiem. To tak jakbym miał wybrać czy na obiad miałbym zjeść kotleta sojowego czy wątróbkę. Oba ohydne, przełknąć się da, ale niesmak zostanie. Wielu ludzi ma dość już tej demokracji parlamentarnej, ale cóż ... nikt z tym nic nie zrobi, nic nie zmieni. Taka władza zawsze w przeszłości kończyła się buntem, przeważnie tych najmłodszych, uprawnionych do czynnego życia wyborczego.

czwartek, 3 czerwca 2010

Joe Cole - kierunek Madryt? Manchester? Czy Londyn?

Najsmakowitszym kąskiem tego lata na rynku transferowym będzie Joe Cole, który postanowił nie przedłużać umowy z Chelsea i od lipca będzie dostępny za darmo. Jedynym problemem jest wysoka tygodniówka piłkarza: 100 tysięcy funtów tygodniowo.

Zdaje się, że głównymi faworytami do pozyskania piłkarza są Real Madryt oraz Manchester United. Dopiero kolejne miejsce zajmują "Koguty". Co może przemawiać za nami w walce o tego piłkarza? Niewiele.

Real Madryt oprócz wielkiej pensji, walki o Ligę Mistrzów może zaoferować Cole'owi również współpracę z Jose Mourinho, którego angielski bardzo ceni. Joe może jednak nie mieć ochoty wybierać się na półwysep Iberyjski, w końcu rzadko kiedy Anglicy postanawiają ruszać się z Wysp Brytyjskich.

Dużo większe szansę na pozyskanie skrzydłowego reprezentacji Anglii ma Manchester United. Współpraca z Sir Alexem Fergusonem, walka o mistrzostwo i zwycięstwo w Lidze Mistrzów, wielka pensja - brzmi kusząco. Jednak Cole ponownie jak w Chelsea byłby tylko jednym z wielu i nie miałby zagwarantowanych regularnych występów w pierwszym składzie. Anglik stracił w ostatnich miesiącach wiele pewności siebie i obecnie potrzebuje bezgranicznego zaufania jakie zaoferować może mu tylko jedna osoba: Harry Redknapp.

To właśnie menedżer Tottenhamu może być głównym atutem przy próbie pozyskania Cole'a. Redknapp bardzo ceni tego piłkarza i to od niego zaczynałby ustalanie wyjściowej jedenastki - stawiając Joe na skrzydle lub za napastnikiem. Jednakże problemem będzie dla nas pensja. 100 tysięcy funtów tygodniowo nie zarabiał u nas nikt nigdy, a nawet nikt do tej kwoty się nie zbliżył. Z jednej strony nie czyni to konfliktów w drużynie, ponieważ większość czołowych piłkarzy zarabia podobne pieniądze. A obecny sezon pokazał, że głównym naszym atutem jest kolektyw. Poza tym Daniel Levy nie chce zmieniać struktury pensji w naszej drużynie. Z drugiej strony dwójka Robbie Keane i David Bentley również w sumie zarabia 100 tysięcy funtów tygodniowo. Gdy podobają nam się dwie koszulki za 50 złotych i jedna za 100, to albo wybieramy 2 gorsze, ale tańsze, albo 1 droższą, ale lepszą. Pytanie tylko czy warto naruszać tą niezmienną od lat "solidarność płacową"

piątek, 28 maja 2010

Kto na skrzydło i dlaczego Harry nie kupi Cahilla?

Mniej więcej wiemy już w jakie rejony transferowe uderzy tego lata Harry Redknapp. Mega wzmocnienie ataku, ktoś na skrzydło i jeszcze jeden obrońca.

W prasie ukazała się lista zawodników wystawionych przez Redknappa na sprzedaż. Na owej liście znajdują się nazwiska Alana Huttona, Giovaniego dos Santosa, Romana Pavlyuchenki, Jermaine'a Jenasa oraz Jamiego O'Hary. Adekwatne oferty za Bentley'a i Keane'a również mają być przyjmowane ...

Wszystko wskazuje na to, że nowym obrońcą Tottenhamu zostanie Micah Richards - świetnie zapowiadający się na początku kariery, jednak z powodu dość aktywnego trybu życia ( zwłaszcza nocnego ) forma mu mocno spadła. Na dodatek często gra nie na swojej nominalnej pozycji czyli środku obrony. Wielka szybkość, siła i niestety braki mentalne - główne cechy 21-letniego obrońcy Citizens. Gdyby chciał, mógłby zastąpić nam Ledley'a Kinga, którego mocno przypominał na samym starcie swojej kariery ( mimo że jest parę centymetrów niższy ). Kto wie, może przy Redknappie się odbuduje?

Łudziłem się do niedawna, że Harry sprowadzi do nas Gary'ego Cahilla. Wydawałoby się opcja idealna, ponieważ Richards nie wydaje się być przyszłym liderem naszej defensywny, raczej kimś pokroju Bassonga, czy Kaboula - pomocnik ostoi obrony - Michaela Dawsona. Niestety wypowiedź Redknappa sugeruje, że Cahillem zainteresowany nie jest i zostawia drogę wolną Arsenalowi do pozyskania gracza Boltonu. A warto dodać, że byłemu obrońcy Aston Villi za rok wygasa kontrakt z "Kłusakami" i wielkich pieniędzy kosztować nie może. Dlaczego zatem Redknapp woli Richardsa od Cahilla? Proste! Wystarczy spojrzeć w ostatnie kilka okienek transferowych i zobaczyć jakich obrońców kupował Harry Redknapp. Pomogę: Glen Johnson, Djimi Traore, Sylvain Distin, Lucien Aubey, Younes Kaboul (x2), Sol Campbell, Armand Traore, Nadir Belhadj, Sebastien Bassong, Anton Blackwood, Kyle Walker, Kyle Naughton. Żaden z nich nie ma białego koloru skóry. Redknapp mógł rok temu kupić Vermaelena, jednak zdecydował się na czarnoskórego Bassonga. Teraz prawdopodobnie wybierze Richardsa. Oczywiście jest to spostrzeżenie z przymrużeniem oka, jednak ... zastanawiające.

Większe problemy będzie miał Redknapp w linii pomocy. Sandro zakupiony, jednak trafi do nas dopiero pod koniec sierpnia ( Internacional strzelił bramkę w 88 minucie w 1/4 CL w spotkaniu z Estudiantes, która dała im awans do 1/2 tych rozgrywek, które odbędą się w sierpniu ). Podobno porozumieliśmy się z Galatasaray odnośnie transferu Ardy Turana, jednak wszystko wskazuje na to, że albo sam piłkarz nie chce do nas przejść, albo negocjacji dotąd nie było, ponieważ Turcja aktualnie rozgrywa sparingi w USA. Inne 3 opcje na skrzydło to: Joe Cole, Steven Pienaar oraz Craig Bellamy. Cole będzie wolnym zawodnikiem w lipcu, jednak jego oczekiwania płacowe są dla nas zbyt wymagające. Z drugiej strony nie będzie trzeba wydawać na niego kilkunastu milionów funtów. Może zatem warto przeznaczyć to na pensję? Pienaarowi kontrakt kończy się za rok, a Everton ustalił cenę zaporową - 15 milionów funtów. Jest to oczywiście żart - nie ma co ukrywać, że Afrykanin albo odejdzie za grosze w tym okienku, albo za darmo za rok. Natomiast bukmacherzy płacą niewielkie pieniądze za obstawienie zakładu, że kolejnym klubem Bellamy'ego będzie Tottenham. Za 3 postawione funty, możemy zgarnąć jedynie 5. Walijczyk wydaje się być interesującą opcją, jednak czy poprzednie 3 nie są lepsze?

środa, 19 maja 2010

Moja specyficzna XI marzeń

Każdy kibic ma piłkarzy, których uwielbia oglądać. Jedni ubóstwiają graczy czarujących techniką i dryblingiem, inni czerpią radość z oglądania twardych i walecznych zawodników, a jeszcze inni lubią filigranowych, inteligentnych piłkarzy. Postanowiłem stworzyć swoją XI marzeń. Oczywiście ci zawodnicy, którzy w niej się znaleźli niekoniecznie wg mnie powinni grać w takim klubie jak Tottenham ( jeden "kogut" się w niej znalazł ), ale oko moje cieszy się, gdy mogę na nich patrzeć.Oczywiście nie uwzględniałem tu piłkarzy kosmicznych typu Xavi czy Iniesta. Wybrałem graczy bardzo dobrych, dobrych, a może nawet przeciętnych. Taki już mój specyficzny gust

Bramkarz :

Heurelho Gomes: Nie będę ukrywał, że pokochałem tego zawodnika dopiero w tym sezonie. Nie ma w tym momencie dla mnie lepszego bramkarza nie tylko w Premier League, ale i na świecie. Zresztą wszelkie statystyki przemawiają za nim. Brazylijczyk nabrał niesamowitej pewności siebie i jest w tej chwili postrachem dla wszystkich napastników. Każdy snajper, na którego drodze staje "Ośmiornica" drży z lęku przed niewykorzystaniem sytuacji. Darrena Benta wprowadził już w niezłe kompleksy.

Obrona :

- Johny Evans: Nie potrafiłem znaleźć żadnego prawego obrońcy, więc ustawiłem tam świetnego moim zdaniem i niedocenianego wciąż Irlandczyka. Zresztą nie przepadałem nigdy za mega ofensywnie usposobionymi bocznymi obrońcami, chociaż taka moda nastała. Idealny boczny obrońca to taki, który umie łączyć przyzwoitą grę do przodu z bezbłędną w tyłach. Taki jest Evans.

- Gary Cahill - gość, za którego dałbym się pokroić. Gdyby Bolton chciał za niego 20 mln funtów - dałbym. Odważnie powiem, że w tej chwili ciężko znaleźć w Europie młodego stopera o takiej charakterystyce. Świetny technicznie, pewny z tyłu - ideał na środek obrony. Rozgrywania piłki mogłoby się od niego uczyć wielu pomocników. Pewnie zapyta ktoś "Skoro jest taki dobry, to dlaczego Aston Villa sprzedała go za grosze do Boltonu?" Odpowiedź jest prosta: Martin O'Neil uwielbia drewnianych obrońców, którzy piłę wybijają jak najdalej, byle dobiegł do niej Agbonlahor, Young, lub żeby spadła na czoło Heskey'owi. Cahill był dla niego zbyt dobrym obrońcą. Zresztą gdy skończy w Arsenalu, Chelsea, Manchesterze United lub (DAJ BOŻE!) w Tottenhamie, będziemy się mogli o tym przekonać.

-Daniel Agger - można o nim powiedzieć prawie to samo, co o Cahillu. Z tym że wciąż nie tak skuteczny w defensywie. Jednak jego strzał, podanie, wyprowadzanie piłki jest na najwyższym światowym poziomie. Lubię Michaela Dawsona, ale taki Daniel Agger czy ( powtórzę się :DAJ BOŻE!) Gary Cahill przydałby mu się do partnerowania.

-Jeremy Mathieu - fajny potężnie zbudowany rudzielec. Nie śledzę jego poczynać w Valencii, jednak w Tuluzie był graczem nietuzinkowym, potrafiącym na swojej lewej stronie namieszać nie tylko świetnym rajdem i udanym dośrodkowaniem, ale także potężną bombą z dystansu.

Pomocnicy :

Aiden McGeady - również bardzo długo przekonywałem się do tego zawodnika. Jednak przebojowością, dryblingiem i przede wszystkim walecznością podbił w końcu moje serce. Szkoda, że jakoś nie śpieszno mu odejść z Celticu.

Bastian Schweinsteiger - twardy Niemiec z niezbyt urodziwą buźką. Ale gdyby grał w Tottenhamie byłby z całą pewnością moim ulubieńcem. Gdy grał na skrzydle nie przekonywał tak bardzo, na środku gra jak prawdziwy fighter i sprawił, że oddałbym Jenasa i Bentley'a Bayernowi w zamian za tego zawodnika.

Kim Kallstrom - szwedzki Gerrard jest moim faworytem już od czasów gry w Rennes. Mówi się o nim, że gra albo świetnie, albo dobrze, nigdy średnio, albo słabo. Niestety ostatnio Lyon grał słabiej, a on razem z nim. Potężne uderzenie z dystansu, świetne podanie i nieziemska pracowitość - to główne zalety tego gracza. Latem będzie do wzięcia za darmo. Panie Kim: Albo do Hiszpanii, albo do Spurs!

Steed Malbranque - jedyny ex-kogut w tym gronie. Dla wielu wolny i nieprzebojowy. Dla mnie jeden z najinteligentniejszych pomocników jakich mogłem oglądać w barwach Tottenhamu. Oglądając archiwalne spotkania Spurs można było zaobserwować, jak Francuz w prawie wszystkich sytuacjach gdy był przy piłce wybierał optymalne zagranie. Nie był szybkościowcem i fenomenalnym technikiem, ale świetnie rozgrywał piłkę i pracował na boisku przez 90 minut jak mało kto. Niedawno zniszczył Tottenham 3:1. Na spółę z Bentem.

Napastnicy:

Gervinho - powiem o nim tylko tyle - przyszła wielka gwiazda. Silny, szybki, inteligentny. I ma poukładane w głowie.

Kenwyne Jones - na koniec jedyny piłkarz którego uwielbiam oglądać, jednak nie chciałbym go w Tottenhamie. Szybki, silny i niezwykle chimeryczny. Jednego dnia warty 30 mln funtów, następnego 20 piłek. Oczywiście uwielbiam tego wartego 30 mln funtów. Niczym wówczas nie różni się od Didiera Drogby. Gdy gra słabo ... eh ... szkoda gadać.

poniedziałek, 17 maja 2010

Sezon piłkarski zakończony

Najważniejsze ligi piłkarskie zakończyły rozgrywki. Dla piłkarzy nadszedł teraz czas na zasłużony odpoczynek oraz przygotowania do Mistrzostw Świata, a działacze i scouci zaczynają szukać wzmocnień dla swoich drużyn ...

Tottenham zagra w eliminacjach Ligi Mistrzów. Razem z Werderem Brema, Sevillą i prawdopodobnie z Ajaxem i Zenitem będziemy rozstawieni w ostatniej części eliminacji. Najgroźniejsi rywale na jakich możemy trafić to Auxerre Ireneusza Jelenia, Sampdoria Genua Reto Zieglera oraz Dinamo Kijów.

Sandro Ranieri ma wzmocnić naszą drużynę po zakończeniu CL w Ameryce. Obecnie jego Internacional walczy z Estudiantes. W pierwszym meczu po bramce w 88 minucie drużyna Sandro ograła argentyńską ekipę i zbliżyła się do następnej rundy rozgrywek. Jeśli Internacional awansuje do półfinału, wówczas Sandro Ranieri trafi do nas dopiero w sierpniu. Odpadnięcie z rozgrywek brazylijskiej drużyny sprawi, że Brazylijczyk zasili nasz zespół dużo wcześniej.

Harry Redknapp szuka kolejnych wzmocnień w naszym składzie. Wiele plotek, ploteczek, jednak parę ciekawych newsów transferowych warto wyciągnąć na światło dzienne.

"Edin Dżeko to świetny napastnik, który robi różnicę. 40 milionów Euro? Możemy zdobyć takie pieniądze sprzedając niektórych zawodników. Myślę, że takie pieniądze nie zostałyby wyrzucone na wiatr przez Wolfsburg."



Tak notabene miał powiedzieć o bośniackim napastniku Harry Redknapp. Wszystko wskazuje na to, że angielski menedżer szuka prawdziwie wielkiego wzmocnienia naszego ataku. Posiadamy bowiem przyzwoitych napastników, jednak brak nam klasowego napastnika, który "robiłby różnicę". W końcu w najbliższym sezonie dużo więcej spotkań będzie trzeba rozegrać tylko z jednym napastnikiem, a jedynym przyzwoitym "samotnikiem" byłby Roman Pavlyuchenko, który prawdopodobnie również nas opuści. Dlaczego?

Redknapp zrobił świetny interes wypożyczając Huttona, Keane'a i O'Hare. Zawodnicy, których wartość rynkowa spadła, po udanych wypożyczeniach momentalnie wzrosła. Teraz możemy liczyć na przyzwoite pieniądze za zawodników, którzy przyszłości przy White Hart Lane raczej nie mają.

To samo można powiedzieć o Romanie Pavlyuchence i Davidzie Bentley'u. Ci piłkarze nie zostali wypożyczeni, ani sprzedani zimą, mimo że okazje do tego były. Jednak za marne pieniądze. Po zajęciu 4 miejsca w Premier League i udanym finiszu Davida i Romana ich wartość również wzrosła. Pavlyuchenko mimo że jest świetnym napastnikiem, to pełni u nas rolę gwiazdy w ataku. Crouch jest świetnym zadaniowcem, który z pokorą siada na ławce, Defoe jest najskuteczniejszym napastnikiem Tottenhamu i to nie tylko w strzelaniu bramek, ale również w umiejętnym rozgrywaniu piłki ( asysta przy bramce Bale'a z Arsenalem - miodzio! ). Pavlyuchenko rozegrał świetną końcówkę sezonu, jednak gdy po Rosjanina zgłosi się ktoś z ofertą 15 mln. funtów, Redknapp dwa razy zastanawiać się nie będzie. Podobnie sytuacja ma się z Davidem Bentleyem, tym bardziej, że podobno blisko "Kogutów" jest skrzydłowy, a zarazem kapitan Galatasaray Arda Turan.

Turecki zawodnik był bliski transferu do Liverpoolu, jednak ekipie "The Reds" brakuje wciąż funduszy. Drugi w kolejce po tego zawodnika był Tottenham i wszystko wskazuje na to, że możemy od przyszłego sezonu oglądać 23-letniego efektownego gracza na boiskach Premier League z "kogutem" na piersi. Trzeba poczekać jednak do oficjalnych wieści ...



Trzecim ciekawym newsem dla mnie jest informacja, jakoby Bastian Schweinsteiger chciał odejść z Bayernu Monachium. Gracz nieprzeciętny, który bardzo dobrze radzi sobie na boku pomocy, a jeszcze lepiej na środku koło świetnego Marka Van Bommela. Niemiecki piłkarz żalił się, że często jest wygwizdywany na niemieckich stadionach, jednak nie potwierdził, że w przyszłym sezonie będzie reprezentował barwy Bayernu Monachium. Stwierdził, że jego marzeniem jest gra dla klubu, który przez 90 minut kibice wspierają całym swoim gardłem. W sumie na White Hart Lane nie byłoby mu chyba źle ... Taki transfer również stawiałby pod znakiem zapytania przyszłość w naszym klubie takiego piłkarza jak Jermaine Jenas. Nie możemy jednak zapominać, że prawdopodobnie czeka nas dużo więcej spotkań w zbliżającym się sezonie. Nasza kadra musi być znacznie szersza, mimo że jest szeroka już dziś. Nie możemy pozwolić sobie na zadyszkę w trakcie sezonu, lub luki w składzie z powodu kilku kontuzji.

niedziela, 9 maja 2010

Z kim do Ligi Mistrzów?

Zakończył się kolejny sezon Premier League. Niezwykle udany dla „Kogutów”. Zajęliśmy 4 miejsce w tabeli, więc w przyszłym sezonie zagramy w eliminacjach Ligi Mistrzów. Trzeba się do nich bardzo dobrze przygotować. Oto zadba z całą pewnością cały sztab szkoleniowy z Harrym Redknappem na czele. Wchodzimy jednak w okres, którego nie można przespać – okno transferowe.

Menedżer Spurs wyznał, że nie zależy mu na dużej ilości transferów, tylko na ich jakości. Odda wszystko za jeden wielki transfer, ponieważ z większą ilością nowych zawodników nie miałby co zrobić. Trudno się z Redknappem nie zgodzić, w końcu szeroka i wyrównana kadra była mocnym punktem Tottenhamu w minionych rozgrywkach. Jednak kilka uzupełnień z pewnością będzie mile widzianych :

Bramkarze: Heurelho Gomes, Ben Alnwick, Jimmy Walker, Carlo Cudicini.

Nasz brazylijski numer 1 rozegrał fantastyczny sezon. Wystarczyło przez rok pocierpieć, by zbierać plony znakomitej gry „Ośmiorniczki”. Jednak problemem może być obsada stanowiska na ławce rezerwowych „Kogutów”. Ciężką kontuzję leczy Cudicini, na emeryturę wybiera się powoli Jimmy Walker, a Ben Alnwick nie nadaje się na bramkarza numer 2 nawet w przeciętnej drużynie CCC. Oto kilku bramkarzy, którzy mogliby z powodzeniem zasiąść na ławce „Kogutów” i rywalizować o miejsce w składzie z Heurelho Gomesem.

1)Joe Lewis – „Tottenham number Two” jak śpiewali mu kibice „Kogutów” spadł do League One ze swoim Peterborough. Cena za tego zawodnika nie byłaby wygórowana, a młody Anglik pokazał, że z presją radzić sobie potrafi całkiem nieźle, skoro zachwycił tak wybrednych kibiców jakimi są fani „Spurs”.

2)Stipe Pletikosa – istnieje oczywiście rozwiązanie, które przewijało się wielokrotnie w prasie. Kontuzjowany przez długą część sezonu Chorwat mówił, że Redknapp będzie chciał sprowadzić go latem do Tottenhamu. Obecnie, gdy w przyszłym sezonie będziemy mieli okazję zagrać w fazie grupowej Ligi Mistrzów, na ławce rezerwowych może być potrzebny tak doświadczony i dobry bramkarz jak reprezentant Chorwacji.

3)Kasper Schmeichel - 23-letni defensor wkrótce opuści Notts County i będzie dostępny za darmo. Jakoże w Manchesterze City radził sobie świetnie jako zmiennik, być może i przy White Hart Lane taka rola będzie mu pasowała.

Obrońcy: Ledley King, Michael Dawson, Jonathan Woodgate, Sebastien Bassong, Younes Kaboul, Vedran Corluka, Alan Hutton, Benoit Assou-Ekotto, Kyle Walker, Kyle Naughton, Dorian Dervitte i nowy zawodnik Emmanuel Mbola.

Gra w Lidze Mistrzów wiąże się z wielką presją. W każdej formacji potrzebni są doświadczeni gracze. Tymczasem zawodników, którzy mają doświadczenie z boisk Champions League w naszej drużynie i odgrywają w niej dziś ważną rolę, możemy policzyć na palcach jednej ręki. Jeden z nich – Jonathan Woodgate jest bliski zakończenia kariery. Były zawodnik Realu Madryt nie trenuje z powodu kontuzji pachwiny od roku, a coraz to lepsi lekarze wzruszają bezradnie ramionami badając 30-letniego piłkarza. Inna ważna postać w naszej drużynie Ledley King wciąż nie podpisał nowego kontraktu i nie wiadomo czy do tego dojdzie. Jeśli Anglik złoży podpis pod nowym kontraktem, prawdopodobnie będzie przygotowywany tylko na wieczorne mecze Ligi Mistrzów. Do naszej drużyny dołączy od nowego sezonu Emmanuel Mbola – 17-letni reprezentant Zambii, jednak prawdopodobnie zostanie wypożyczony z powodu braku pozwolenia na pracę. Warto więc rozejrzeć się za ewentualnym wzmocnieniem środka defensywy:

1)Gary Cahill – obrońca „Kłusaków” jest objawieniem tego sezonu. Nie tylko świetny w grze obronnej, jednak również niesłychanie efektywny przy rozgrywaniu. Interesuje się nim cała czołówka angielska. Jako że „Koguty” mają szansę występować w Lidze Mistrzów, nie stoimy na straconej pozycji w kolejce po utalentowanego defensora.

2)Giorgio Chiellini – czwarte miejsce otwiera nam drogę nie tylko do utalentowanego Cahilla, ale również do świetnego i doświadczonego już Włocha. 25-letni obrońca Juventusu wraz ze swoim klubem może w przyszłym sezonie grać co najwyżej w Lidze Europejskiej. Być może to będzie ten transfer, który wprowadzi nas na „poziom wyżej”.

Pomocnicy: Tom Huddlestone, Luka Modrić, Aaron Lennon, Niko Kranjcar, David Bentley, Gareth Bale, Danny Rose, Jermaine Jenas, Jamie O’Hara, Jake Livermore, Wilson Palacios i nowy zawodnik Sandro Ranieri.

Wielkie postępy Aarona Lennona, Garetha Bale’a i Toma Huddlestone’a sprawiły, że nasza linia pomocy nie jest już naszą bolączką. Jest to też nauczka dla kibiców, że zawodników nie można zbyt szybko spisywać na straty. Zwłaszcza młodych. Miejmy nadzieję, że Sandro nie będzie czekał zbyt długo z eksplozją swojego talentu. Paru zawodników jednak powinno znaleźć się na celowniku Harry'ego, ponieważ już w tym sezonie mieliśmy czasem niedobór pomocników. Nie można też wykluczyć tego, że tacy piłkarze jak Jenas czy O'Hara po prostu opuszczą nas w czasie letniego okna transferowego.

1) Yossi Benayoun – wszechstronny i kreatywny pomocnik mógłby być świetnym wzmocnieniem młodej linii pomocy Tottenhamu. Nie dość że nie ma pewnego miejsca w składzie Liverpoolu, to jeszcze w przyszłym sezonie będzie skazany jedynie na Ligę Europejską. A do tego jego Izraelskie pochodzenie powinno go przywiać na White Hart Lane już dużo wcześniej. W końcu w wieku 15 lat został w swoim kraju ogłoszony „bogiem futbolu”, więc gdy trafił do ligi angielskiej wydawało się być kwestią miesięcy, jak w końcu trafi do „Spurs”

2)Stephen Ireland – niedoceniany przez Roberto Manciniego środkowy pomocnik będzie łakomym kąskiem w czasie letniego okienka transferowego. Porównywany do Paula Scholesa Irlandczyk przyznał, że prawdopodobnie w przyszłym sezonie będzie występował w nowym klubie. Tottenham może być w komfortowej sytuacji do zatrudnienia 23-letniego piłkarza.

3)Kim Kallstrom – „szwedzkiemu Gerrardowi” wygasa kontrakt z Lyonem i będzie on za darmo dostępny już w lipcu. Wiele klubów zgłosiło się po byłego rozgrywającego Rennes, lecz na razie głównie drużyny z Primera Division. Sam Szwed marzy o grze w Premier League.

4)Steven Pienaar – doświadczony Afrykanin ma szansę stać się gwiazdą zbliżających się Mistrzostw Świata w RPA, którego barwy będzie reprezentował. Jego kontrakt z Evertonem wygasa w przyszłym sezonie, a że błyskotliwy pomocnik nie jest już graczem najmłodszym, perspektywa gry w Lidze Mistrzów może być dla niego bardzo kusząca. Pienaar został niedawno wybrany graczem roku Evertonu.

5)Aiden McGeady – w Celticu występuje obecnie Robbie Keane na wypożyczeniu. Wszyscy kibice wicemistrza Szkocji pragną, by nasz były kapitan został w Glasgow na dłużej, jednak cena za tego zawodnika wydaje się być dla Celtów zbyt wysoka. Zawsze mogą dorzucić niezwykle efektownie grającego pomocnika w ramach wymiany.

6)Stephane Sessegnon – świetny skrzydłowy PSG w przyszłym sezonie również nie zagra w Lidze Mistrzów, tylko w Lidze Europejskiej. Wielkie kluby szykują się po tego zawodnika. 26-letni reprezentant Beninu nie będzie kosztować mało, ale do Premier League pasowałby jak ulał.

Napastnicy: Jermain Defoe, Peter Crouch, Eidur Gudjohnsen, Robbie Keane, Roman Pavlyuchenko, Adel Taarabt, Giovani dos Santos

Nasza linia ataku jest jedną z najrówniejszych wśród wszystkich ekip w Premier League. Z całą pewnością brakuje tej formacji takiego zawodnika jakim był Dymitar Berbatov czy Jurgen Klinsmann. Czy zatem wielki transfer jaki szykuje Redknapp będzie dotyczył właśnie wzmocnienia ataku? Robbie Keane, Giovani dos Santos, Adel Taarabt, a być może nawet Eidur Gudjohnsen odejdą po sezonie, więc gwiazda w ataku byłaby mile widziana.

1)Edin Dżeko – bośniacki napastnik został Królem Strzelców Bundesligi. Kto wie, być może pójdzie w ślady Dymitara Berbatova i wybierze Tottenham? Z tą różnicą, że Bośniak będzie miał dużo prościej zaistnieć w piłkarskim świecie z „Kogutami” niż Bułgar, który nie dostąpił zaszczytu reprezentowania „Spurs” w LM.

2)Gervinho – 22-letni napastnik reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej gra w tym sezonie fenomenalnie. Wspólnie z Cabayem, Frau i Hazardem stworzyli niesamowity kwartet, który może wprowadzić Lille do Ligi Mistrzów. Hazard wkrótce odejdzie do czołowego klubu Europy, jednak Gervinho niekoniecznie musi trafić od razu do klubu pokroju Manchester United lub Barcelona…

3)Mevlut Erding – turecki snajper rozgrywa najlepszy sezon w karierze. Rok temu trafił do PSG z Sochaux i z marszu stał się najlepszym snajperem klubu ze stolicy Francji. Podobnie jak w przypadku Sessegnon, także i nim interesuje się cały piłkarski świat.

Są to moje subiektywne życzenia transferowe. Czas pokaże co się wydarzy przy WHL. Jedno jest pewne – nie możemy popsuć przyszłego sezonu jednym nieudanym oknem transferowym.

czwartek, 6 maja 2010

Hey Ashley Young, Steve G and Carlos Tevez



Chcecie grać w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie? Zapraszamy do nas. Na razie pewnie przywitamy Craiga Bellamy'ego. Jego uśmieszek po meczu w stronę Harry'ego może oznaczać tylko jedno!

poniedziałek, 3 maja 2010

Nerwowo

W środę bardzo ważne spotkanie. Chyba najważniejsze spotkanie Tottenhamu w całej mojej kibicowskiej karierze. Na City of Manchester Stadium Tottenham walczy o miejsce numer 4 w końcowej tabeli. Mam tylko nadzieję, że nasi gracze są bardziej opanowani niż ja sam. Dwa dni, dzień i w trakcie pamiętnego spotkania z West Hamem, w którym straciliśmy miejsce w TOP 4 kosztem Arsenalu nerwy zżerały mnie od świtu aż do zmierzchu. Pozostaje tylko nadzieja, że podobnych napięć nasi zawodnicy nie będą poskramiać w lasagni ( przydałaby się takowa Manchesterowi City, a jako że ich trenerem jest Włoch - wszystko możliwe ), ani co gorsza w dublinowym stylu całonocnej libacji. Jedno jest pewne: jedni będą płakać, drudzy się radować. A znając żywot kibica Tottenhamu, to właśnie my będziemy mieli pod górkę. Oby z happy endem.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Kolarz i student umoczeni w błocie

Jako że naszły na mnie nowe obowiązki związane z AZS-em i Akademickim Przeglądem Sportowym, na Tottenham mam dużo mniej czasu. Jednak święto po spotkaniach z Arsenalem i Chelsea było przednie. Ostatnio jednak głównym mym zajęciem był APS i kolarstwo górskie, więc składam tu stworzoną wspólnie z Maciejem Gawronem relację z Akademickich Mistrzostw Śląska w kolarstwie górskim.

Mimo świetnej postawy reprezentujących AZS AWF Katowice MTB Team Michała Kucewicza i Eugenii Bujak podczas finałowej eliminacji Akademickich Mistrzostw Śląska w kolarstwie górskim, Politechnika Śląska odniosła triumf w klasyfikacji drużynowej. Fatalna forma pozostałych zawodników Akademii Wychowania Fizycznego sprawiła, że w katowickim Parku Kościuszki triumfowała gliwicka uczelnia.

Po 4-miesięcznych przygotowaniach do wyścigu, 22 kwietnia o godzinie 10:00, pierwsi zawodnicy mogli wyjechać na trasę około 4,5 kilometrowej pętli. Pierwsze na linii startu ustawiły się kobiety, by po godzinie zmagań ustąpić miejsca panom. 10 zawodniczek oraz 24 zawodników miało zadecydować, która ze śląskich uczelni zdobędzie zaszczytne regionalne mistrzostwo w kolarstwie górskim. Po dotychczasowych 3 eliminacjach panie z Akademii Wychowania Fizycznego oraz Politechniki Śląskiej uzbierały po 5 punktów. Wśród panów AWF wyprzedzał Politechnikę tylko o jedno "oczko".

Od początku ostre tempo narzuciła Eugenia Bujak, debiutująca w barwach AWF Katowice, na co dzień reprezentująca barwy GK Zagłębie. Z metra na metr powiększała swoją przewagę nad rywalkami, aby w końcu ukończyć rywalizację na pewnym pierwszym miejscu. "Trasa była bardzo trudna technicznie. Muszę przyznać, że musiałam schodzić i podchodzić pod trudniejsze wzniesienia, bo bałam się upadku" - powiedziała na mecie. "To był spontaniczny start. Głównym moim celem w tym sezonie są Mistrzostwa Polski w Kolarstwie Szosowym, chciałabym też powalczyć na Mistrzostwach Europy. Być może uda mi się także pojechać na Mistrzostwa Świata do Australii". Kolejne miejsca zajęły Dominika Rutkowska z Politechniki oraz Aleksandra Janota z Akademii Ekonomicznej.

kolarstwo222

Emocje, które opadły po finiszu pań, podwoiły się, gdy na starcie stanęli zdeterminowani do zwycięstwa kolarze. Po wystrzale pistoletu startowego peleton ruszył w stronę stromego podjazdu znajdującego się przy samym starcie morderczej pętli. Po zaciętej rywalizacji na pierwszych kilometrach, na prowadzenie wyszedł lider AZS AWF Katowice Michał Kucewicz, mimo groźnie wyglądającego upadku na samym początku wyścigu. Po 2 okrążeniach żadnemu z rywali nie było dane oglądać choćby pleców 22-letniego zawodnika. Kucewicz dojechał do mety z olbrzymią przewagą nad reprezentującymi Politechnikę Tomaszem Dygaczem i Piotrem Buczkiem. Świetna postawa Kucewicza i Bujak nie przyniosły jednak sukcesu ich uczelni, która w obu drużynowych klasyfikacjach generalnych zajęła drugie miejsce, dając się wyprzedzić Politechnice Śląskiej. Trzecie miejsce za równo w klasyfikacji kobiet, jak i mężczyzn zajęła Akademia Ekonomiczna. Porażkę AWF-u z Politechniką tłumaczył szef sekcji Grzegorz Mikrut: "Nasz dzisiejszy wynik jest spowodowany brakiem czołowych zawodników naszej ekipy: Marka Rutkiewicza i Ani Szafraniec. Ania wraz z reprezentacją Polski przygotowuje się do Pucharu Świata, natomiast Marek startuje w Giro del Trentino. Mamy nadzieje, że dzisiejsze drugie miejsce zmotywuje naszych zawodników do cięższej pracy, aby w kolejnej edycji AMŚ stanąć na najwyższym stopniu podium."

Wszyscy zawodnicy byli zgodni, że przygotowana trasa w Parku Kościuszki była najcięższą z dotychczasowych. "Poprzednie edycje były strasznie płaskie, ostatnia w Gliwicach troszeczkę trudniejsza, lecz dość szybka. Dzisiejsza trasa była zdecydowanie najlepsza"- powiedział Michał Kucewicz, zwycięzca w kategorii mężczyzn. Interwałowa pętla zawierała wiele krótkich, choć stromych zjazdów i podjazdów, mnóstwo drzew, krzewów i błota, a także niespodzianek, takich jak wystające korzenie i kałuże- dużo głębsze niż mogłoby się wydawać. "Obecna trasa to i tak łagodniejsza wersja tego, z czym pierwotnie mieli się zmierzyć zawodnicy. Niestety konserwator zabytków nie pozwolił nam na wykorzystanie ekstremalnych elementów parku. Również ilość okrążeń została ograniczona: 3 dla pań, 5 dla panów." -skomentował trasę jeden z organizatorów wyścigu Maciej Gawron. We wrześniu Park Kościuszki ponownie zawita kolarzy górskich, tym razem podczas wyścigu z cyklu AZS MTB Cup. Przewidywana ilość uczestników może być nawet 10-krotnie większa niż podczas kwietniowych zawodów.

Tekst : Maciej Gawron, Paweł Cieśliński
Zdjęcia : Paweł Cieśliński

niedziela, 11 kwietnia 2010

Czarna Niedziela

Tottenham w podłym stylu przegrał w 1/2 Pucharu Anglii. Czarny weekend dla Polaków, czarny weekend dla kibiców Tottenhamu. Szkoda słów. Wracajmy do żałoby ...

Czarna Sobota

Nie dożyjemy raczej końca świata. Za to dożyliśmy największej katastrofy z udziałem Polski, która rozgrywała się na naszych oczach. Szok, szok i jeszcze raz szok.

piątek, 9 kwietnia 2010

Wszystko zależy od "Kogutów"

Dawno tak wiele nie zależało od postawy naszych piłkarzy. I nie mam na myśli tylko naszej walki o 4 miejsce w lidze, jednak również bój o mistrzostwo Anglii. W trzech następnych spotkaniach Tottenham zagra z Arsenalem, Chelsea i Manchesterem United - kolejno 3, 1 i 2 miejsce w tabeli. Czeka nas również mecz z Manchesterem City - 4 miejsce. Oprócz tego pozostały nam 2 spotkania : z Boltonem i Burnley. Trudno cieszyć się z takiego terminarza, jednak nie ma co ukrywać - nasi rywale również boją się spotkań z nami. Bo to one mogą zadecydować o rozstrzygnięciu walki o mistrzostwo Premier League.
defoejol
Nasza walka o 4 miejsce wchodzi w decydującą fazę. Jednak, żeby bezgranicznie wierzyć w naszą glorię trzeba być skrajnym optymistą. W ostatnim wywiadzie Jermain Defoe skrytykował byłego menedżera "Kogutów" Martina Jola twierdząc, że nie pomagał zawodnikom w ciężkich momentach, a Harry Redknapp jest lepszym menedżerem ze znacznie silniejszą drużyną. Owszem, nasz obecny skład jest mocny i z całą pewnością mocniejszy od tego z 2005 roku, który pechowo stracił w ostatniej kolejce miejsce gwarantujące udział w eliminacjach Ligi Mistrzów, jednak również składy pozostałych drużyn są znacznie silniejsze, dzięki czemu liga jest dużo bardziej atrakcyjna. Tylko szaleniec mógł się spodziewać, że włączymy się do walki o "Top 4". W końcu Redknapp nigdy tak wysoko w tabeli nie był jako menedżer, a nasz skład na tle pozostałych ekip, pozostawiał wiele do życzenia.

Kto bowiem spodziewał się takiego wyskoku formy Heurelho Gomesa, gdy rok temu połowa z nas błagała o nowego bramkarzaa, a Redknapp w trybie awaryjnym był zmuszony sprowadzić Carlo Cudiciniego? Chyba jeszcze mniej osób wierzyło w powodzenie duetu obrońców Bassong-Dawson. W końcu podstawowa para stoperów Woodgate-King przez cały sezon walczy z ciężkimi urazami i stawianie na młodego Kameruńczyka i niepewnego Dawsona powinno się źle skończyć. Jednakże obaj prezentują się fantastycznie, a Dawson został nawet kapitanem naszej drużyny. W tej chwili ważą się jego losy, ponieważ kontuzja Achillesa której się nabawił może go wykluczyć z gry nawet do końca sezonu. W niedzielnym spotkaniu z Portsmouth w 1/2 FA CUP Redknapp boi się ryzykować zdrowia 26-letniego stopera i prawdopodobnie oszczędzi go na kolejne ważne spotkania, a partnerem Bassonga będzie jeden z dwójki Livermore-Dervitte.

Nasi boczni obrońcy również nie należeli do światowej czołówki. Benoit Assou-Ekotto przeplata świetne zagrania fatalnymi, a obecnie rozgrywa beznadziejne partie. Jednak początek sezonu miał bardzo poprawny. Również Vedran Corluka rozgrywa dobry sezon, lecz nie ma co się oszukiwać - po tym zawodniku wiele osób spodziewało się dużo więcej. Tylko zaślepieni kibice nie widzą w nim wad, a ma on ich dość sporo. Owszem, jest dobrym obrońcą, który świetnie współpracuje z Aaronem Lennonem, aczkolwiek brakuje mu wielu umiejętności niezbędnych by być klasowym bocznym defensorem.
Balii
Sytuacji Bale'a, Bentley'a i Pavlyuchenki przedstawiać bliżej raczej nie trzeba. Mało kto wierzył, że wrócą oni do formy jeszcze na White Hart Lane. Jednak udało im się powrócić do starej dyspozycji. Nie udało się tego uczynić Jermainowi Jenasowi, który rozgrywa bodajże najgorszy sezon w całej swojej karierze. Miał być liderem środka pomocy, jednak nieoczekiwanie został nim Tom Huddlestone. Wielu osobom wydawało się, że to właśnie środek pola będzie naszą największą bolączką, jednak dobra postawa Huddlestone'a i przyzwoita gra Palaciosa sprawiły, że nie było aż tak źle ...
Modriicaua
Na koniec oczywiście nasze ofensywne żądła. Kranjcar, Lennon, Modrić, Defoe, Crouch, Gudjohnsen, Keane ... Zawodnicy świetni, lecz wciąż niewybitni. Przeplatający świetne spotkania bezbarwnymi. Rzadko kiedy wszyscy potrafili wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Gdy będą to potrafić, wtedy będzie można odważniej mówić o "Top 4". Jednak to wciąż nie będzie jej gwarantowało. Bo inni również się zbroją i mają chrapkę nie tylko na "Top 4", ale także na mistrzostwo. A warto dodać, że kontuzje w tym sezonie nas nie oszczędzają. Niestety. Gdy człowiek usiądzie i spokojnie przeanalizuje cały obecny sezon, ilość kontuzji ważnych zawodników, potencjalną siłę naszej kadry przed rozpoczęciem rozgrywek wtedy z całą pewnością nie będzie rozpaczał, gdy nie zdobędziemy 4 miejsca w tabeli. A rozważania "co by było gdybyśmy wygrali z tymi i tamtymi" również należy schować głęboko do szafy. Bo to samo może powiedzieć każdy kibic Liverpoolu, Manchesteru City i Aston Villi. A wtedy o mistrzostwo powinno walczyć co roku 10 drużyn. Jednak jeśli pokonamy Arsenal i Chelsea i nie zajmiemy 4 miejsca, wtedy będziemy mogli mieć pretensję tylko i wyłącznie do siebie. Lecz najpierw trzeba te 2 spotkania wygrać, co dla przeciętnego kibica nie tylko Tottenhamu wydaje się być "Mission Impossible".

Bez Anglików w Lidze Mistrzów

I stało się. Tyle lat nudów w półfinałach Ligi Mistrzów, gdy musieliśmy obserwować walkę tych samych drużyn i wreszcie! W 1/2 tych elitarnych rozgrywek nie ma żadnej drużyny z Premier League. W dzisiejszym chorym piłkarskim świecie nudy są straszne : w Hiszpanii o mistrzostwo walczą od lat tylko 2 drużyny, w Premier League TOP 4 zarezerwowana jest dla najbardziej możnych, we Włoszech rządzi Inter, w Szkocji dwie drużyny ze stolicy itd itd... Ah marzy mi się coś takiego jak w NHL lub NBA, że wielkich faworytów nie ma, wydawania milionów na transfery również. Rzadko kiedy jesteśmy tam zmuszeni na oglądanie walki o mistrzostwo tych samych teamów.

Inaczej jest w Lidze Europejskiej - tam co roku sytuacja się zmienia, a w tym sezonie w finale mogą się spotkać 2 angielskie drużyny. Liverpool spotka się z Atletico a HSV z Fulham. Mimo wszystko bardziej prawdopodobny jest finał Liverpool-HSV, jednak znając życie Atletico i Fulham skóry łatwo nie sprzedadzą i nie zdziwi mnie finał między nimi. Tak samo zaskoczony nie będę, gdy na Santiago Bernabeu wybiegnie Inter z Lyonem.

sobota, 3 kwietnia 2010

I tak jesteś słaby Darren...

O meczu będzie krótko, ale na temat. Nasi piłkarze przegrali go głównie w swoich głowach. Jasne bowiem było, że naszpikowana ex-kogutami ekipa Sunderlandu będzie chciała nam utrzeć nosa. Pewnym była ich agresywna i nieustępliwa gra. Steed Malbranque szalał jak za najlepszych lat, a Darren Bent walką nie ustępował tego dnia Craigowy Bellamy'emu, czy Tevezowi. Przegraliśmy to spotkanie w środku boiska. Wilson Palacios grający z kontuzją wyglądał strasznie nieporadnie, natomiast drepczący koło niego Luka Modrić był kompletnie bezproduktywny. Nie zaimponował Redknapp swoim nosem do zmian, tym razem ściągnął z boiska w przerwie średnio grającego Bentley'a, gdy o zmianę sam niemalże prosił się Modrić czy Pavlyuchenko. Rosjanin w dzisiejszym spotkaniu nie miał praktycznie żadnego udanego kontaktu z piłką, a jego nogi przypominały dwa drewniane konary. Obrona bez Michaela Dawsona gubiła się raz za razem, widać było że Kaboul i Bassong kompletnie nie rozumieją się na środku defensywy, a razem z nimi gubili się Walker i przede wszystkim Assou-Ekotto. Kameruńczyk rozegrał fatalne zawody, porównywalne do jego najgorszego występu w karierze, podczas przegranego spotkania z Arsenalem (0:3) parę lat temu.

Wielu komentatorów i kibiców zachwycało się po tym spotkaniu postawą Darrena Benta twierdząc, że utarł "Kogutom" nosa. Owszem, straciliśmy przez niego 3 punkty oraz 4 miejsce w tabeli. Jednak tym spotkaniem po raz kolejny udowodnił, że jest zawodnikiem przeciętnym, jeśli nie po prostu słabym. Wystarczająco dobrym jednak dla takiego Sunderlandu. Anglik nie strzelił w swojej karierze 3 rzutów karnych. 3 przeciwko Tottenhamowi. Prób miał 4, więc skuteczność na poziomie 25%. Ukazuje to tylko jak słabym psychicznie zawodnikiem jest Bent. Nie zmienią tego nawet 2 strzelone dzisiaj bramki. A i radość po ich zdobyciu była co najmniej dziecinna. Nikt nie każe zachowywać mu się niczym Robbie Keane po strzeleniu swoim byłym kolegom bramki, jednak pewne gesty powinien sobie darować. Kłapanie rękami w stronę kibiców Tottenhamu i celebrowanie radości przed ich sektorem wraz z całowaniem koszulki Sunderlandu było więcej niż żałosne. Wyszedł z Darrena szczeniacki temperament, z którym piłkarskiego świata nie zawojuje. Zachował się niczym urażony nastolatek, który zerwał z dziewczyną i na jej oczach obściskuje się z kolejnymi paniami, aby pokazać jaki jest genialny, a ona niech tylko siedzi i zazdrości. Nie zazdrościmy, nie żałujemy drogi Darrenie. Ty za rok będziesz bronił się przed spadkiem, by będziemy grać w europejskich pucharach.

A my ... no cóż. Musimy teraz wygrać z Arsenalem i Chelsea. Nie ma innej opcji. Inaczej Liga Mistrzów zawita w Arabii.

piątek, 2 kwietnia 2010

Wychowanek - rzecz święta

Harry_Kane
Pamiętacie takiego zawodnika jak Terry Dixon? Rudzielec, wybierany najlepszym młodym piłkarzem w Irlandii. A czy mówi wam coś nazwisko Tomas Pehkart? Gracz, którego chwalił sam Marek Jankulovski twierdząc, że wkrótce zawojuje ligę angielską. A może Lee Barnard, który zdobywał bramkę za bramką w rezerwach Tottenhamu?

Tak, wszystkich tych graczy łączy Tottenham. W nim się wychowywali, w nim nie dorośli do wielkiego futbolu. Dixon złapał ciężką kontuzję, Pekhart skończył w lidze czeskiej, natomiast Barnard w Southampton ( w którym radzi sobie całkiem nieźle ). Takich graczy mieliśmy w ostatnich latach całą masę : Stephen Kelly, Yuri Berchiche, Dorian Dervitte, Leigh Mills. Każdy miał wkrótce wedrzeć się do pierwszego składu "Kogutów", a tymczasem skończyli w dużo słabszych drużynach, czasem nawet w League One.

Niedawno przedstawiałem serię felietonów "Gwiazda w poczekalni" ukazując wielu utalentowanych graczy Spurs w tym Kyle Walkera, Ryana Masona, Androsa Townsenda, Jake'a Livermore'a czy Johna Bostocka. Z każdym wiążemy duże nadzieje, o każdym głośno było w prasie od dawien dawna. Jest jednak pewien gracz, o którym nie mówi się za wiele, a talent ma przeogromny. Nazywa się Harry Kane.

Kane urodził się 28 lipca 1993 roku. W naszej akademii debiutował w maju zeszłego roku w przegranym 1:4 spotkaniu z West Hamem. Strzelił dla nas honorową bramkę. W obecnych rozgrywkach został z marszu kapitanem Tottenhamu u-18. Jego strzelecki rekord w obecnych rozgrywkach jest imponujący : w 18 spotkaniach strzelił 13 bramek, co czyni go naszym najlepszym strzelcem. Warto dodać również, że Kane jest najmłodszym regularnie grającym zawodnikiem naszej drużyny do lat 18.

Harry ma za sobą również 3 występy z ławki rezerwowych w reprezentacji Anglii do lat 17. I 2 bramki. Cieszy to niezmiernie, tym bardziej, iż nie wielu młodych piłkarzy Spurs potrafiło w młodzieżowych kadrach strzelać bramki, czy chociażby dostawać powołania. Mason, Townsend i wielu, wielu innych było chwalonych na własnym podwórku, jednak wielkiemu światu swoich potencjalnych umiejętności nie potrafili pokazać.

Sytuacja z Kanem jest o tyle ciekawa, że to nasz autentyczny wychowanek. Jeśli karierę w Tottenhamie zrobi Parrett, Bostock, czy M-poku, będziemy musieli zapłacić spore pieniążki ich poprzednim klubom, które były ich pierwszymi przystankami w karierze. Dyrektor naszej akademii John McDermott zdaje się wykonywać niezłą robotę, jednak dopóki pewni gracze nie wedrą się do pierwszego składu Tottenhamu, kibice wciąż będą czuli niesmak z powodu braku przyzwoitych wychowanków. Harry Kane zasiadł już w jednym spotkaniu Carling Cup na ławce rezerwowych, kto wie, może w przyszłym sezonie zostanie wypożyczony do solidnej drużyny z Championship, a może z marszu dostanie kilka szans wykazania się w pierwszym zespole "Kogutów"? Przyszłość pokaże. Od 2005 nasza akademia bardzo się zmieniła i czas w końcu zbierać pierwsze plony jej działalności.

Po pierwszym kwietnia

Wczoraj urządziliśmy sobie na polskiej stronie Tottenhamu prima aprillisowy dzień. Najpierw Ledley King został nowym asystentem Harry'ego Redknappa, a następnie Lassana Diarra zamienił się z Wilsonem Palaciosem na kluby. Co tu dużo mówić, ta druga opcja to marzenie ściętej głowy. Od kilku dni w prasie pojawiały się informacje o rzekomym zainteresowaniu Diarrą, natomiast Wilson Palacios w pewnym wywiadzie prasowym przyznał, że gra w Realu Madryt to jego marzenie. Nie zmienia to faktu, że Diarra świetne mecze ma niemalże co ligową kolejkę, Wilson co najwyżej co 3 kolejki. Faktem jest, że zasili nas latem Sandro, ale prawdopodobnie dopiero w połowie sierpnia.

Pierwszokwietniowym żartem nie jest natomiast poważna kontuzja Cesca Fabregasa i Wayne'a Rooneya. Gwiazdy Premier League nie wystąpią najprawdopodobniej do końca miesiąca, czyli zabraknie ich w potyczkach z "Kogutami". Prawdopodobnie derby Londynu opuści także Arshavin i Gallas, co wróży powrót Sola Campbella na WHL w koszulce Kanonierów. Radość z powodu osłabień naszych rywali nie powinna być zbyt wielka. Arsenal i Manchester United radzili sobie już bez nich. Jednakże pozbawieni 4 armat Kanonierzy ( Gallas, Van Persie, Fabregas, Arshavin ) będą z całą pewnością dużo mniej groźni. Nie znaczy to jednak, że zwycięstwo mamy w kieszeni. Młodzi i ambitni piłkarze Arsena Wengera na pewno pokażą charakter, dzięki czemu będziemy świadkami emocjonującego widowiska. Natomiast Manchester United pozbawiony Wayne'a Rooney'a z całą pewnością parę punktów zgubi, ale zwycięstwo z nimi na Old Trafford jest raczej nieosiągalne. Nasi piłkarze musieliby rozegrać mecz życia, a Berbatov i spółka tylko biernie się przyglądać. Jednak zabraknie im kluczowego żądła. Nie zmienia to faktu, że jako drużyna są od nas zdecydowanie lepsi. Ah ten kwiecień...

niedziela, 28 marca 2010

Oj zdziwicie się ...

Walka
Platforma wybrała swojego kandydata na prezydenta. Został nim ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu Bronisław Komorowski. Kandydat najgorszy z najgorszych. Sondaże sondażami, jednak w moim otoczeniu nikt na tego pana głosować nie ma zamiaru. Inaczej sprawa miała się z Radosławem Sikorskim - politykiem posiadającym oczywiste wady, jak i zalety, jednak którego prezencja dużo bardziej trafia w gusta młodych ludzi. Platforma szybko zapomniała dzięki komu objęła władze w Polsce. Właśnie dzięki młodzieży. Trudno przypuszczać, aby w II turze zagłosowali oni na Kaczyńskiego, jednak możliwa jest ponownie wersja z 20% frekwencją wyborczą. A wtedy Jarosław i Lech będą triumfować.

Ja sam obecnie nie potrafię wskazać swojego kandydata. Pozostanie Janusz Korwin-Mikke, którego szanuję za poglądy w dziedzinie gospodarki, jednak czy byłby dobrym prezydentem? Pytanie bezsensu, ponieważ i tak nie przekroczy nawet 1%. Zresztą jak sam mówi "jeśli głosujecie na tych co zasiadają w sejmie, znaczy że jesteście głupi". Trudno bowiem o inny osąd, skoro głos pijaczyny spod dworca jest tyle samo wart co głos profesora czy naukowca.

Ice, Ice Baby ...

Radość
Eidur Gudjohnsen prawie na pewno zostanie na następny sezon w Tottenhamie. Moje serce raduje się z tego powodu. Nie będę ukrywał, że Islandczyk jest jednym z moich ulubionych piłkarzy, a jego doświadczenie może być nam bardzo pomocne w walce o najwyższe cele. Powtarza się sytuacja z sezonu 2005/06, gdy Martin Jol rok po objęciu stanowiska menedżera "Kogutów" sprowadził na White Hart Lane doświadczonego Edgara Davidsa, który miał za sobą występy w Milanie, Juventusie, czy Barcelonie. Teraz trafił do nas doświadczony napastnik, reprezentujący niegdyś barwy Chelsea i Barcelony. Nawet sytuacja w tabeli jest podobna - ponownie walczymy o miejsce w czołowej czwórce. Widać jednak, że uczymy się na błędach. W sezonie 2005/06 graliśmy coraz słabiej z każdą kolejką. Po 31 spotkaniach mieliśmy 55 punktów, czyli 3 punkty mniej niż teraz. W następnych 7 spotkaniach zdobyliśmy 10 i okazało się to o 2 punkty za mało. Obecnie plan Harry'ego Redknappa również zakłada zdobycie jeszcze 10 punktów, by cieszyć się z upragnionej Ligi Mistrzów. Kto wie...

Różnica między Davidsem, a Gudjohnsenem jest również taka, że Holender trafił do nas latem, a Islandczyk zimą. "Pitbull" grał bardzo dobrze w pierwszej części sezonu, później słabnął z każdą kolejką. Eidur zaliczył słaby start rozgrywek, jednak nie w barwach "Kogutów" tylko w Monaco, a obecnie złapał wiatr w żagle i prezentuje zwyżkę formy. Cały Tottenham w sezonie 2005/06 grał równo, jednak w końcówce sezonu męczyli się niemiłosiernie. Szczęśliwa wygrana z West Brom po kiksie Kuszczaka, pechowo zremisowany mecz z Arsenalem, wymęczona gloria z Boltonem, porażka z Newcastle i pamiętna lasagnia z West Hamem... Redknapp wraz z biegiem sezonu uczył się na błędach, zaczął stosować rotację i być może to ona zapewni nam 4 miejsce. Świeżością kipi Bale, Bentley, Pavlyuchenko, Gudjohnsen... 4 lata temu nie mieliśmy tak szerokiej kadry i w razie kontuzji napastników w decydujących momentach sezonu w pierwszym składzie musiał grać mizerny Lee Barnard, a jedynym przyzwoitym rezerwowym był Jermain Defoe. Zmienników na obronę i pomoc praktycznie nie posiadaliśmy.

Nie ma co rozpaczać nad zbliżającym się terminarzem. Liverpool ma mniej wymagających rywali, ale oznacza to, że z silniejszymi rywalami już grał i po prostu nie dał im rady. My wciąż mamy szanse wyrwać punkty Manchesterowi City, Arsenalowi, Chelsea, a może nawet Manchesterowi United (nawet jeśli minimalne to jednak dopóki piłka w grze...). Jeśli chcemy grać w Lidze Mistrzów to jest to idealny sprawdzian charakteru. Sprawdzian charakteru zdał już w Celticu Robbie Keane. Okazało się, że gdy gra jest układana pod niego jest świetnym zawodnikiem. Nie ma co się czarować : jeśli zostanie Eidur, Robbie odejdzie. Czy na przedwczesną emeryturę do Celtów, czy do innej drużyny w Premier League - jego wybór. Pięciu napastników nie zmieści się w naszej kadrze.

Na koniec chciałem dodać również słów parę o Kyle Walkerze. Zdaje się, że po raz kolejny transfer na doczepkę okaże się bardziej wartościowym niż główny nasz cel transferowy. Gdy kupowaliśmy Andy Reida, dostaliśmy jeszcze Michaela Dawsona. Ten drugi jest dziś kapitanem "Kogutów". Gdy kupiony został Matthew Etherighton, na dokładkę przyszedł Simon Davies... który w pewnym okresie był nawet naszym najlepszym zawodnikiem. Teraz Kyle Naughton nie przebił się do składu, a Kyle Walker w swoim debiucie zagrał więcej niż przyzwoicie. Szybkość, inteligencja i wyrzuty z autu z wielką siłą - to tylko niektóre jego atuty. Zobaczymy jak ten talent rozwinie się w przyszłości.

wtorek, 23 marca 2010

Jamie, już nic nie mów ...

O'Hara
Dwa tygodnie temu Jamie O'Hara wyznał, że pierwszy raz w życiu ma nadzieję, że Tottenham przegra. Angielski pomocnik ma bowiem szansę zagrać na Wembley, jeśli Fulham ogra "Koguty" w 1/4 Pucharu Anglii. Nie spodobało się to -i słusznie- Harry'emu Redknappowi.

-Jamie nie powinien tego mówić. Ja oczywiście wiem dlaczego tak powiedział - po prostu chce zagrać na Wembley. Jednak nie może zapominać, że to Tottenham jest jego klubem, to w Tottenhamie będzie grał od przyszłego sezonu. Pewnych rzeczy nie powinien mówić, tym bardziej, że kibice go uwielbiają. Wiele czasu poświęcałem śledzeniu postępów Jamiego w Portsmouth i przyznaję, że robi dla nich świetną robotę. O'Hara chce zagrać na Wembley więc musi to być dla niego niezwykle ciężka sytuacja.- skwitował całą sytuację menedżer Tottenhamu Harry Redknapp.

Trudno przypuszczać, jak na słowa Anglika zareagują fani "Kogutów". Jeden błąd życiowy, czyli grę dla Arsenalu już mu wybaczyli. Czy dopuszczalne jest zatem informowanie dziennikarzy, że w nadchodzącym spotkaniu Tottenhamu z Fulham będzie trzymał kciuki za ekipę z Craven Cottage? Być może O'Hara zdaje sobie sprawę, że jego czas na White Hart Lane dobiega końca. W północnym Londynie będzie występował w przyszłym sezonie Sandro Ranieri, a O'Hara nie cieszył się wielkim zaufaniem Redknappa. Nawet sam Anglik wypowiadał się w prasie, że nie wie czy jego przyszłość związana jest z Tottenhamem. Jemu zależy jedynie na regularnych występach. Mimo to w wywiadzie Redknapp przyznał, że waleczny pomocnik wciąż leży w jego planach, jednak trzeba patrzeć na takie wypowiedzi z przymrużeniem oka. Menedżer Tottenhamu często robi dziennikarzy w balona. A jeśli lubi grzebać w necie, to może się troszkę zirytować, gdy na google wpisze Jamie O'Hara i włączy wyszukiwanie grafik. Połowa zdjęć przedstawia Jamiego nie na boisku piłkarskim, tylko z narzeczoną Danielle Lloyd. Być może Redknapp zostanie zaproszony na ślub, czego nie można powiedzieć o Jermainie Defoe. Gdy cała drużyna "Kogutów" będzie bawić się w najlepsze na weselu O'Hary, Defoe będzie mógł jedynie w samotności zjeść lasagnię i odpalić najnowszego PES-a. Bo z miłości do nienawiści tylko jeden krok.

poniedziałek, 22 marca 2010

Za kulisami

Eagles
W cieniu walki o ligowe punkty odbywa się obecnie batalia o nowych piłkarzy. Wysłannicy klubów, czasem nawet sami menedżerowie odwiedzają coraz częściej trybuny podczas meczów ligowych różnych lig. Na jakie zmiany można liczyć w ekipie "Kogutów"?

Z pewnością poszukiwany jest zmiennik dla Heurelho Gomesa. Jednak mało prawdopodobne jest to, aby nowym graczem Tottenhamu został golkiper West Hamu Robert Green. "Młoty" znajdują się w kiepskiej sytuacji sportowej jak i finansowej, jednak trudno przypuszczać, aby przyjął koszulkę z numerem "12" w Tottenhamie. Poza tym cena, czyli 7 mln funtów to zdecydowanie za dużo jak na bramkarza numer 2 w ekipie Spurs. Bliżej na White Hart Lane za pewne Joe Lewisowi, w końcu kibice zdążyli już mu zaśpiewać "Tottenham number Two" podczas potyczki Tottenhamu z Peterborough. A kibice w tym klubie mają dużo do powiedzenia : w końcu to "dzięki" nim nie trafił do drużyny "Kogutów" Craig Bellamy, tylko Robbie Keane. Jak widać nie był to dobry ruch, ponieważ po roku Keane wylądował w Szkocji na wypożyczeniu w Celticu, natomiast Bellamy jest podstawowym zawodnikiem nie byle jakiej ekipy, bo Manchesteru City.

Obrona w tym sezonie jest naszą silną stroną. Jednak i ta formacja może zostać odrobinę zmieniona latem. Mowa tu o 3 nazwiskach : Jonathan Woodgate, Ledley King i Alan Hutton. Szkocki defensor jest obecnie wypożyczony do Sunderlandu i spisuje się tam bez zarzutu. Kingowi wygasa kontrakt, natomiast Woodgate'owi do końca umowy z "Kogutami" został tylko rok. Prawa obrona jest w Tottenhamie silnie obsadzona: solidny Vedran Corluka i dwójka młodych Kyle'ów : Walker i Naughton. Ten drugi ogrywa się obecnie w Championship, natomiast Walker leczy kontuzję. Trudno będzie Huttonowi znaleźć miejsce w londyńskiej drużynie, tym bardziej, że urazy go nie omijają. I to głównie z jego winy, ponieważ Szkot lubi zagrania na pograniczu faulu. Nie jest on graczem brutalnym, czy agresywnym, jednak często wkłada nogę tam, gdzie nie powinien. To samo tyczy się chociażby Garetha Bale'a i połowy drużyny Arsenalu.

Zabawne jest to, jak historia zatacza koło. W marcu 2006 roku, gdy zajmowaliśmy 4 miejsce w tabeli, kontrakt Ledley'a Kinga dobiegał końca. Wielu z nas była przerażona, że nasz kapitan nie podpisze nowej umowy, tylko odejdzie za darmo wraz z wygaśnięciem kontraktu. Teraz znów zajmujemy 4 miejsce, kontrakt Kinga ponownie wkrótce wygasa. Niestety nie modlimy się o przedłużenie z nim umowy. Anglik gra rzadko, praktycznie nie trenuje od 2 lat. Urazy trzymają się także Jonathana Woodgate'a. Wydawało się, że "szklany Woody" w końcu pozbył się wszelkich dolegliwości, jednak w tym sezonie szczególnie mu one dokuczają. Możliwe jest, że wraz z otwarciem okienka transferowego zmieni barwy klubowe, lub odejdzie na piłkarską emeryturę.

A kto miałby do nas trafić? Podobno już o krok od transferu na "WHL" jest Emmanuel Mbola. 16-letni lewy obrońca grał przez ostatnie pół roku w lidze ormiańskiej, występował w eliminacjach do Ligi Mistrzów, a także brał udział w Pucharze Narodów Afryki z reprezentacją Zambii, w której debiutował w wieku 15 lat. Wiele osób oczywiście wątpi w metrykę Afrykańczyka, jednak wg znajomych i byłych kolegów-piłkarzy rzeczywiście urodził się on w maju 1993 roku. Władze Tottenhamu już poszukują dla niego optymalnego klubu na roczne wypożyczenie, ponieważ może być problem z otrzymaniem pozwolenia na pracę dla piłkarza, który rozegrał dotychczas "tylko" 20 spotkań w dorosłej kadrze ( mniej występów reprezentacyjnych ma nawet nasza dwójka podstawowych defensorów : Bassong i Assou-Ekotto ). Podobno Zambijczyk trafi do ligi belgijskiej.

Saga z Sandro Ranierim prawdopodobnie zakończy się sukcesem, jednak nie mówmy hop. Sunderland i Birmingham usilne pragną pozyskać Jermaine'a Jenasa, Aston Villa O'Harę. Pierwszy rozgrywa najgorszy sezon w swojej karierze, natomiast O'Hara podbija serca kibiców Portsmouth - co trudne nie jest ze względu na tragiczną sytuację kadrową klubu. Czy odejdą, trudno powiedzieć. Jenas odchodzi od nas od 3 lat i odejść nie umie. O'Hara pragnie regularnych występów - u nas może być o to niezwykle ciężko.

Trudna sytuacja Burnley sprawiła, że wiele angielskich klubów zainteresowała się ich skrzydłowym Chrisem Eaglesem. Wychowanek Manchesteru United nie występuje regularnie w pierwszej "11" ekipy Burnley, jednak głównie z powodu bardzo defensywnego stylu gry prezentowanego przez beniaminka. David Moyes i Harry Redknapp są jednak pod wielkim wrażeniem 24-letniego piłkarza i spróbują go po sezonie wyciągnąć w potencjalnego spadkowicza. Warto również dodać, że Eagles jest zadeklarowanym fanem "Kogutów". Takich fanów w lidze angielskiej paru się już znalazło, w tym Matthew Taylor, Scott Parker i Gareth Barry. Pomysł zatrudnienia wychowanka Manchesteru United byłby w miarę nową inicjatywą, ponieważ w XXI wieku żaden z takowych nie trafił na White Hart Lane. Miejmy nadzieję, że skończy się wtedy to lepiej niż z wychowankami Arsenalu : Bentleyem czy Rickettsem. Ten drugi występuje obecnie w lidze ... węgierskiej. Przypuszczam, że liga polska byłaby również w jego zasięgu.

Nasza linia ataku jest w tym sezonie wielką zagadką. Raz świetnie, raz koszmarnie. Jednak co by złego nie mówić, to każdy z naszych piłkarzy ma swoją rolę w obecnym Tottenhamie, z której czasem lepiej lub gorzej się wywiązuje. Pavlyuchenko zaczął regularnie strzelać bramki, Defoe robi zamęt w szeregach obronnych przeciwników, Crouch walczy i pracuje jak wół w obronie i w polu karnym przeciwników, natomiast Eidur Gudjohnsen dopiero dochodzi do formy. Jeśli będzie grał tak jak w ostatnim spotkaniu ze Stoke, to bardzo możliwe jest, że Keane zostanie definitywnie sprzedany z klubu, a Islandczyk podpisze z Tottenhamem roczny kontrakt. Nie zdziwi mnie również powrót Irlandczyka i odejście Gudjohnsena z powrotem do Francji. Apropos Francji, to nasz klub, oraz cała angielska czołówka wyraziła zainteresowanie Edenem Hazardem. Pewnie angielski świat poznał fenomen belgijskiego piłkarza dopiero po spotkaniach Liverpoolu z Lille, jednak młodziutki napastnik już dziś jest gwiazdą ligi francuskiej. Transfer do "Kogutów" zaskoczyłby mnie niezmiernie. Jednak bliżej temu piłkarzowi do Arsenalu. Podobnie jak innemu naszemu celowi transferowemu : Mauro Zarate z rzymskiego Lazio. Bo przyszłość Taarabta i Giovaniego Dos Santosa raczej nie leży w pobliżu stadionu White Hart Lane. Wiele wyjaśni za pewne nasza końcowa pozycja w tabeli. Z 4 miejscem łatwiej będzie o klasowych piłkarzy. Jednak nie można zapominać o rozsądku. Pycha już wiele drużyn zgubiła.

niedziela, 21 marca 2010

Kto nie widział, ten trąba

Eidur
Mecz Stoke-Tottenham miał 2 oblicza. W pierwszej połowie przeciętny kibic powoli usypiał, znudzony beznadziejnością jednej i drugiej drużyny. Druga połowa należała jednak do jednych z najbardziej emocjonujących 45 minut w tym sezonie w wykonaniu "Kogutów". Mieliśmy wszystko - szybko strzelony gol, czerwona kartka, karny, Benoit "from zero to hero" i niepotrzebne nerwy w końcówce. Ale warto było.

Bohaterem spotkania został Eidur Gudjohnsen. Zawsze chciałem zobaczyć charakterystyczną radość Eidura po strzelonej bramce w barwach Tottenhamu. Jest to jeden z piłkarzy, który zachwycał mnie swoją pracowitością i ambicją. A do tego umiejętności ma również przeolbrzymie. Eidur pojawił się na boisku za kontuzjowanego, a zarazem bezproduktywnego Pavlyuchenkę, który nie umiał znaleźć sobie miejsca na boiskowym kartoflisku. Było to dla mnie więcej niż oczywiste, w końcu nie wszystkie mecze w Premier League wygrywa się pięknem i techniką. To był jeden z tych meczów, w których potrzebowaliśmy na ataku dwóch wyjadaczy : olbrzyma Petera i zimnokrwistego Eidura.

"Pokraczny" Crouch był dla nas tego popołudnia zbawieniem. Oprócz niesamowicie ważnej obecności we własnym polu karnym, był absolutnie wiodącą postacią w ataku. Zgrywał, odgrywał, zastawiał - cóż chcieć więcej. I piękna asysta przy bramce Gudjohnsena. Która to w tym sezonie?

Gudjohnsen po wejściu na boisko rozruszał naszą linię ataku. Bardzo przypominał Robbiego Keane'a sprzed paru sezonów. Widoczne było że schudł, kontakty z piłką sprawiały mu olbrzymią przyjemność, a w jego każdym zagraniu widać było lekkość i swobodę, do której przyzwyczaił nas chociażby z występów w Chelsea. I mimo skromnego dorobku bramkowego, to w sytuacjach sam na sam przeważnie się nie myli.

Inną dwójką bohaterów była dwójka środkowych pomocników : Modrić i Kaboul. Oboje niesamowicie waleczni - Chorwat mądrze przetrzymujący piłkę, Kaboul wygrywający wszystkie pojedynki w powietrzu i na ziemi. Szkoda, że żadna z jego bomb nie wpadła do siatki.

Antybohaterem meczu mógł zostać Benoit Assou-Ekotto. Strasznie niefrasobliwe zagrania Kameruńczyka sprawiły, iż nie dość że straciliśmy bramkę z karnego, to mogliśmy kolejne. Na szczęście w porę się zrehabilitował. Dwukrotnie blokował w polu karnym napastników Stoke, a także zaliczył asystę przy bramce Kranjcara. Przy golu na 2:1 świetnie zachował się po raz kolejny w tym spotkaniu Eidur Gudjohnsen. Trzeba również przypomnieć niemiłe zdarzenie z udziałem Ekotto i Corluki, gdy obaj zawodnicy starli się ze sobą. Wina oczywiście leżała po stronie Kameruńczyka, który przestał się dostosowywać do zaleceń taktycznych, co rozsierdziło chorwackiego defensora. Benoit po meczu nie cieszył się z resztą kolegów. Dla mnie zachowanie porównywalne nawet z rzuceniem koszulki przez Ghaly'ego. Kto wie co by się działo, gdyby Assou-Ekotto nie zrehabilitował się za swoje wcześniejsze zachowanie?

A na deser ocena Bassonga ze skysports : "Excellent as always". Nie chcę nic mówić, ale ten "excellent" prawie kosztował nas gola na 2:2 w 90 minucie.

Cieszy postawa Croucha i Gudjohnsena. Obaj pokazali, że są potrzebnymi zawodnikami w ekipie "Kogutów". I że drużyna to nie tylko 11 zawodników. Na kartoflisku w Stoke po prostu innymi sposobami wygrywać się nie da. W końcu drużyna wyuczona pojedynczych schematów na swoim terenie rzadko gubi punkty. Mieliśmy szczęście to fakt. Ale podobno sprzyja ono lepszym.

piątek, 19 marca 2010

Kibic też facet

KibiceTottenhamu
Media w bardzo cwany sposób starają się nam wmówić, że mężczyzna i kobieta nie różnią się praktycznie niczym. Że mężczyzna tak samo dobrze jak kobieta wychowa dziecko, że zapewni mu tyle samo ciepła, miłości i opiekuńczości. Że mężczyźni to również ostoje spokoju i cierpliwości. Oczywiście są to naciągane teorie. Mężczyzna różni się od kobiety. I w żaden sposób jej nie dyskryminuje. Wystarczy spojrzeć tysiące lat wstecz. Nasz praprzodek posiadający męski narząd rozrodczy brał kawałek naostrzonego kijaszka i szedł na polowanie. W tym samym czasie kobieta zajmowała się domem i dziećmi. I nie sądzę, by czuła się dyskryminowana. Nie wmówisz też niektórym kobietom, że to mężczyźni popychają świat do przodu, że większość wynalazków była ich wytworem. Idzie rzecz jasna od razu kontrargument, że kobiety w tamtych czasach były pozbawione możliwości edukacji. Zgadza się, ale co to ma do rzeczy? Chłopi również nie uczęszczali do szkół i jakoś radzić sobie musieli. A wynalazki, które tworzono w tamtych latach i tak byłyby dla kobiet nieosiągalne. Dlaczego? Ponieważ wiązał się z tym morderczy wysiłek, przenoszenie dziennie setek kilogramów ciężkich sprzętów. Nie było tak lekko jak teraz. Lecz im nie przemówisz. Wszelkie objawy dyskryminacji są skutkiem nastawienia dzisiejszych ludzi na zysk. I dyskryminacja idzie wtedy w obie strony : mężczyźni płacą więcej, gdy chcą wejść na dyskotekę, kobiety więcej, gdy chcą zrobić sobie nową fryzurę. Ten temat zostawię sobie jednak na później...

Miało być o kibicach. I będzie. O kibicach, którzy nie są stali emocjonalnie. Raz im się podoba, raz narzekają i tak w koło Macieju. I podobno to jest wada. Straszliwa zbrodnia. Po raz kolejny jednak mamy do czynienia z niezdrowym wpływem mediów, które ubzdurały nam pewne niedorzeczne rzeczy. Po pierwsze, gdy zdradzimy naszą kobietę i słyszymy od niej "Jesteś taki sam jak wszyscy!" zdaje się, że usłyszeliśmy oskarżenie. Że powinniśmy się czuć z tym źle. Nie! Nie powinniśmy. Ponieważ tacy już jesteśmy - mężczyźni. Niestety. Przyjęliśmy myślenie, że każdy facet jest taki sam jak kobieta, tak samo kocha, tak samo wychowuje dzieci itd itd. A tymczasem tak nie jest. Do wszystkich rzeczy mamy inne podejście, od wychowania dzieci, do przeżywania orgazmów. Oczywiście są wyjątki, ale to również temat do podjęcia innym razem. Kobieta powinna być szczęśliwa, że jest kobietą, ponieważ my, mężczyźni zawsze będziemy tacy jacy jesteśmy. I nie zmieni tego podejście mediów do tych spraw, które roznosi się jak zaraza. Mężczyznami szargają emocje. Gdy jest nam z kobietą dobrze, wtedy przeżywamy z nią wspaniałe chwile. Gdy odczuwamy chłód, gdy w związku jest nam nieprzyjemnie, wtedy mamy prawo ponarzekać i pojęczeć. I tak samo jest z kibicami. Dlaczego kibic, który jest mężczyzną, ma pozbawiać się tej przyjemności radowania się i bycia podekscytowanym, gdy jego drużyna wygrywa i gra piękny futbol? Dlaczego nie może krytykować i narzekać na nią, gdy idzie jej źle? Oczywiście "powinien ją wspierać". Wspierać należy ją na stadionie. I bronić przed innymi kibicami. Tak jak to czynisz z kobietą - bronisz ją przed innymi samcami i wspomagasz w ciężkich chwilach, gdy jesteś blisko. Co nie znaczy, że zawsze jest ci z nią dobrze.

Wpływ na człowieka wywiera wiele aspektów naszego życia. Rodzina, znajomi, szkoła. Czymże różni się ocenianie ucznia w szkole, od oceniania swojej drużyny? Gdy starasz się, uczysz się, pilnie i regularnie pracujesz, to w szkole dostajesz pozytywne oceny, rodzice są zadowoleni. Jednak gdy nie angażujesz się zbytnio, gdy nie odrabiasz swoich zadań domowych to dostajesz negatywne oceny. I wtedy rodzice zadowoleni nie są. Inaczej oczywiście jest z ludźmi, którzy takiej presji nigdy nie odczuwali. Mogli przynosić do domu negatywne stopnie i czuli się z tym dobrze. Rodzice nie dbali o to. Taka osoba przenosi to wtedy również na resztę swojego życia. W tym kibicowskiego. Bo wierzyć, chwalić i ufać bezgranicznie, gdy piłkarze mają cię gdzieś nie jest rzeczą normalną. Normalną rzeczą jest wspierać w trakcie meczu gdy jesteś na stadionie, a następnie w swoim gronie tę drużynę rozliczać. Chwalić gdy na to zasłuży, krytykować gdy jej poziom zszedł poniżej akceptowalnego. Chyba że kogoś rajcuje dostawanie regularnie w mordę. Jego wybór.

czwartek, 18 marca 2010

Koniec Taarabta w Tottenhamie

AdelTaarabt
Dlaczego? Efektownie grający pomocnik w wywiadzie udzielonym prasie przyznał, że przejście do Tottenhamu było jego wielkim błędem i żałuje, że nie wybrał Arsenalu. Odważne słowa młodego zawodnika prawdopodobnie sprawią, że mimo dobrych występów na wypożyczeniu w QPR nie wróci już na White Hart Lane, tylko odejdzie z klubu definitywnie, prawdopodobnie do ligi hiszpańskiej.

Trudno zrozumieć o co temu Taarabtowi chodzi. Nie sądzę, aby w Arsenalu otrzymywał dużo więcej szans gry niż u nas. Z drugiej strony Adel mając niezłe umiejętności, jest graczem o bardzo słabej orientacji taktycznej. Pytanie tylko czy to go skreśla z bycia zawodnikiem "Kogutów"?

Pamiętam jak dziś debiut 17-letniego wówczas Taarabta w koszulce "Spurs". Była 85 minuta i przegrywaliśmy na Upton Park z West Hamem 2:3. Adel wszedł na środek pomocy i od razu zaliczył 2 bardzo błyskotliwe zagrania. Trzecie jego dotknięcie piłki dało nam rzut wolny, ponieważ Marokańczyk został sfaulowany przed polem karnym. Rzut wolny bezbłędnie wykorzystał Berbatov. W 96 minucie zwycięską bramkę strzelił Paul Stalteri. Adel miał jeszcze kilka niezłych wejść, w tym z Chelsea i Arsenalem. Przeciwko "Kanonierom" został nawet sfaulowany w polu karnym po założeniu efektownej "siatki" Bacary'emu Sagni, jednak sędzia nie odgwizdał karnego. Czy to było za mało, żeby Adel mógł regularnie grać chociażby z ławki rezerwowych?

Cierpliwość młodego zawodnika została wyczerpana. Przyznał, że do gry w Arsenalu namawiał go ... Damien Comolli, jednak gdy ten odszedł do Tottenhamu, on sam wybrał drużynę przy White Hart Lane. Wyznał również, że jego dobrzy koledzy czyli Armand Traore i Abou Diaby odradzali mu przechodzenie do Tottenhamu twierdząc, że nie jest to odpowiedni krok w jego karierze. Nie mylili się. Co tu dużo ukrywać : piłkarze z domieszką arabskiej krwi anielskiej cierpliwości nie mają. Dwóch takich Tottenham miał w swoich szeregach już wcześniej : Hossam Ghaly rzucił klubową koszulkę na murawę, gdy został zmieniony przez Martina Jola w meczu, mimo że wcześniej wprowadził go na boisko z ławki rezerwowych. Natomiast Mido nigdzie nie umiał zagrzać miejsca na dłużej, wszędzie wchodząc w konflikty z klubowymi kolegami.Dziwnym zbiegiem okoliczności inny "arabski" piłkarz Mounir El-Hamdaoui również nie zrobił u nas kariery, a w lidze holenderskiej jest jednym z najlepszych napastników. Widocznie klub Tottenham nie jest dobrym miejscem dla piłkarzy z arabskim pochodzeniem.

środa, 17 marca 2010

Dlaczego nie chciałbym być radzieckim lotnikiem

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Żyjemy w Związku Radzieckim. Jest rok 1960. Jesteśmy pilotami myśliwca Su-9. Gdy na teren ZSRR wlatuje amerykański U-2 dostajemy rozkaz zniszczenia wroga. Wszystko byłoby okej gdyby nie to, że ... nasz samolot nie jest uzbrojony.

Taka historia wydarzyła się naprawdę. Był 1 maja 1960 roku - czyli święto pracy. Prezydent Stanów Zjednoczonych Dwight Eisenhower za namową swoich doradców postanowił wysłać samolot U-2, aby zrobił ważne dla Amerykanów zdjęcia rakiet, co było konieczne dla ich bezpieczeństwa narodowego. Nikita Chruszczow zerwany z łóżka o 6 rano przez ministra obrony Malinowskiego zarządził likwidację wrogiego samolotu. Jednakże amerykański U-2 był dla radzieckich myśliwców nieosiągalny. Żaden z Migów-19 nie umiał wzbić się na jego pułap. Jedynym myśliwskim samolotem, który potrafiłby doścignąć intruza i lecieć na jego pułapie był Su-9. Jego problemem było to ... że był nieuzbrojony. Mimo to kapitan Mitiagin otrzymał rozkaz startu i ruszył w pogoń za U-2. Następnie w swoich słuchawkach usłyszał rozkaz: Zniszczyć cel, staranować! To rozkaz "Smoka", czyli generała Sawickiego, który był dowódcą lotnictwa myśliwskiego. Kapitan Mitiagin dostał rozkaz samobójczej śmierci w celu zniszczenia wrogiego samolotu. Takich lotów amerykańskie samoloty szpiegowskie nad terytorium ZSRR odbywały setki rocznie. Dlaczego więc zdecydowano się poświęcić jednego z lotników, aby kolejny z takich lotów został przerwany? Premier Nikita Chruszczow miał w tym swój ukryty plan. Generał Sawicki musiał jednak znaleźć inny sposób, by strącić amerykański samolot. Kapitan Mitiagin bowiem nie wykonał rozkazu ...

Dobrze napisał Stephen King w swojej książce "Sklepik z marzeniami" : "Ludzkość, jakże ona szlachetna, jakże chętna do poświęcenia ... kogoś innego". I dlatego nie chciałbym być radzieckim lotnikiem. Nie tylko dlatego, że ich lotnictwo było zawsze o kilka lat do tyłu względem amerykańskiego. Nie chciałbym po prostu dostać rozkazu samobójczej misji. Z drugiej strony być lotnikiem w jakiejkolwiek armii w tamtych czasach, to jakby latać w trumnie.